sobota, 3 stycznia 2015

Dziesiąty : Nie odchodź.


Otwierasz mozolnie ociężałe powieki, rozglądając się zamglonym spojrzeniem po hotelowym pokoju. Krzywisz się, gdy w środku panuje pół mrok. Syczysz cicho ze złości, mówiąc do siebie, że zaspałaś. Starasz się odnaleźć po omacku swój telefon, jednak nigdzie go nie ma. Jęczysz z niezadowolenia, staczając się bezwładnie z łóżka. Twoje bliskie spotkanie z podłogą nie należy do zbytnio przyjemnych. Podnosisz się z chłodnej ziemi, dłonią masując obolałe miejsce. Przystajesz przed wielkim lustrem, przeczesując dłonią, rozczochrane włosy. Uśmiechasz się blado, kierując się w stronę łazienki. Masz ochotę na ciepły prysznic. Czujesz, że z pójścia na konkurs już nici, więc postanawiasz się odświeżyć i spotkać ze swoim chłopakiem. Uśmiechasz się sama do siebie, odpinając guzki swojej koszuli, która ląduje z resztą ubrani po chwili, w samym kącie pomieszczenia. Kręcisz głowa, wchodząc po ciepłe stróżki wody. Dłońmi rozcierasz owocowy żel pod prysznic, po rozgrzanej skórze. W twojej głowie panuje burza myśli. Na pierwszy plan wydobywa się jednak dobitnie wizerunek twojego przyjaciela. Od jakiegoś czasu nie potrafisz Go zrozumieć. Rzadko się z Tobą spotyka. Nie odbiera telefonów i nie odpisuje na wiadomości, a dzisiaj? Dzisiaj jakby nigdy nic po prostu się odzywał. Wzdychasz ciężko, otulając się szczelnie ręcznikiem. Opuszczasz kabinę prysznicową, przystając przed zaparowanym lustrem. Dłonią ścierasz skroploną ciecz, uśmiechając się równocześnie do swojego odbicia. Po kilku minutach jesteś już gotowa. Uśmiechasz się ostatni raz do siebie, opuszczając pomieszczenie. Krzywisz się, dochodząc do wniosku, że nie potrafisz odnaleźć sobie zajęcia. Zabierasz telefon z komody, dostrzegając kilkanaście nieodebranych połączeń;  Tata, mama, Andreas, Marinus. Ostatnie imię najbardziej Cię zaskakuje, jednak nie przykuwasz do tego zbytniej uwagi. Chowasz komórkę do kieszeni, opuszczając swój pokój. Spokojnym krokiem błądzisz po hotelowym korytarzu, nucąc pod nosem słowa jednej z piosenek. Nie wiesz nawet kiedy znajdujesz się na parterze. Z zaskoczeniem mijasz recepcje, uśmiechając się blado do siebie.  Błądzisz wokół budynku, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę masz się udać. Wzdychasz ciężko, sądząc , że kierunek przed siebie jest dobrą opcją. Spacerujesz w ciszy. Żadnych zbędnych słów, po prostu Ty i otaczająca Cię rzeczywistość. Od jakiegoś czasu miałaś dość zgiełku narastającego wokół twojej osobie. Cisza. I tylko cisza potrafi wyleczyć Cię z tej nienawiści. Nie zauważasz nawet kiedy Planica tonie w całkowitym mroku. Z jeszcze większym uśmiechem obserwujesz oświetlone miasto. Miasto, w którym rozpoczyna się nowe życie.
-Lea..?
Podskakujesz ze strachu, nerwowo rozglądając się wokół siebie. Kamień spada Ci z serca, gdy przed sobą dostrzegasz wizerunek bruneta.
-To tylko Ty.
Szepczesz cicho, uśmiechając się przelotnie. Chłopak wyrównuje się z Tobą krokiem.
-Martwiliśmy się o Ciebie. Nie odbierałaś telefonów.
Słyszysz żal płynący z Jego ust. Uśmiechasz się krzywo, stając przed Nim, uniemożliwiając Mu tym samym dalsza drogę. Krzyżujesz dłonie na piersiach, bacznie się Mu przyglądając.
-I to właśnie TY mówisz Mi o nieodbieraniu telefonów.
Pytasz , wbijając wskazujący palec w Jego klatkę piersiową. Chłopak przygląda Ci się z zaskoczeniem, na co Ty po prostu Go wymijasz.
-Czas nauczyć się obsługiwać telefon, Panie Kraus.
Rzucasz , kierując się w powrotną drogę. Lekceważysz nawołujący głos przyjaciela. Czujesz się źle. Czujesz się dziwnie. Nie potrafisz określić swojego postepowania. Przecież Marinus jest dorosły. Wie co robi, a Ty obrażasz się na Niego za to, że nie odbierał głupiego telefonu? Nagle twój chód zamienia się w maratonowi  bieg. Jesteś sama. Sama w obcym mieście. Sama na sercu i ciałem. Masz już dość obecności. Masz dość bycia w gronie zainteresowania. Chcesz odpocząć. Tak. Teraz. Dzisiaj. Masz już dość tej cholernego zamartwiania się o Ciebie, ale też bezsensownego zamartwiania się z twojej strony.
-Chciałaś dorosłego życia , to je masz.
Rzucasz oschle do siebie, zajmując miejsce pod jednym z drzew. Opierasz swoje plecy o jego konar, obserwując tępym spojrzeniem panoramę Planicy. Widzisz skocznie, które idealnie komponują się ze  zmrokiem. Uśmiechasz się blado. Myślami powracasz do przeszłości. Bolącej, a za razem szczęśliwej. Pamiętasz kiedy z radością stanęłaś pewnego dnia przed ojcem, ubrana w przykrótkawy kombinezon, kask, gogle i narty.

-Chcę skakać, tatusiu!
Rzuciła mała dziewczynka, zaskakując tym samym swojego ojca. Mężczyzna z uśmiechem, przykucł przed Nią.
-Dobrze. Jeśli tego chcesz, ale musisz podrosnąć, żeby móc skakać na większych skoczniach.
Dziewczynka posmutniała, ale wiedziała, że od czegoś musi zacząć. Z biegiem czasu, zdołała zaprzyjaźnić się z każdą skocznią. Puchar Kontynentalny stał się przeszłością, a jej wizerunek można było dostrzegać w każdym konkursie żeńskiego Pucharu Świata. Szkoda, że choroba, tak brutalnie odebrała każde z marzeń.

Uśmiechasz się przez łzy, zagryzając delikatnie dolną wargę. Co wspomnienie nie potrafiłaś sobie z tym radzić. Byłaś jedną z faworytek do triumfu w całym cyklu, a nawet do zdobycia medalu na Mistrzostwach. Szkoda, że przez białaczkę, każde z marzeń umarło. Pamiętasz ten dzień. Chwilę , w której nie czułaś się najlepiej. Każdy mówił Ci, abyś odpuściła, ale Ty byłaś zbyt  ambitna. Nie mogłaś odpuścić. Siadłaś na belce, niemal zsuwając się z niej, jednak obiecałaś sobie , że oddasz ten skok. Nie oddałaś. W powietrzu nie potrafiłaś utrzymać stabilnej sylwetki. Jeden podmuch wiatru i bezwładnie staczałaś się po buli. Można powiedzieć : Miałaś szczęście w nieszczęściu. Dzięki temu wypadkowi, lekarze stwierdzili u Ciebie chorobę, może gdyby nie on, nigdy byś się o niej nie dowiedziała. Po tamtym czasie nie wróciłaś już na skocznie. Strach po upadku wywarł duże znamię na twojej psychice.
-Lea.
Słyszysz nad sobą ciepły głos chłopaka. Lekceważysz Go, wpatrując się tępo przed siebie. Łzy bezwładnie spływają po twoich policzkach.
-Miałem powód…
Zaczyna cicho, zwracając tym samym twoją uwagę. Wpatrujesz się w Niego, oczekując słów wyjaśnienia. Ale czy Ty możesz tego w ogóle oczekiwać?
-Musiałem przemyśleć i zaakceptować kilka spraw. Może kiedyś Ci o nic opowiem, jednak na obecną chwilę jest to nie możliwie, Li.
Szepcze cicho, całując Cię w policzek. W ostatniej chwili chwytasz Go za ramię, wpatrując tępo w Jego oczy.
-Nie odchodź. Tylko nie odchodź, proszę.
Wychrypujesz z trudem, ale On Ci nie odpowiada. Odchodzi, a Ty czujesz, jakby wszystko wokół się rozsypywało w malutkie kawałeczki. Kręcisz głową, ale Jego już nie ma.
-Marinus!
Krzyczysz, ale odpowiada Ci tylko cisza.
-Wróć , proszę. Zależy Mi na Tobie.
Dodajesz już sama do siebie. Pierwszy twój dzień w Słowenii, a Ty już zdołałaś utracić najlepszego przyjaciela. Gratulacje Lea!



Od autorki:
Nie rozumiem Mariunusa. Siebie też już nie rozumiem. Chcę w tym opowiadaniu zrobić coś takiego, a jednak wiem, że to bezsensu! Ehh…nie wiem jak to będzie. Mam nadzieje, że podoba Wam się ten rozdział : ) Dziękuję za Waszą obecność. ;* Kocham Was <3
Buziaki ;*

P.s Mam do Was króciutkie pytanko: Wybieracie się  do Zakopanego na skoki? Ja w tym roku a i owszem. :)
P.s. 1. Dla dobrego humoru, polecam ten filmik ! :D  Kocham Ich <3

Zapraszam też na coś nowego ! :)
Naiwne serce

5 komentarzy:

  1. Widziałam, że Marinus jest ważny dla Lei, że jej na nim zależy, ale czy on naprawdę musi tak postępować? Czy kiedy Andreas przestaję ją krzywdzić, Kraus musi zaczynać? O co mu chodzi? O niego? O Wellingera?
    Czekam na następny i zapraszam na Kacpra ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohhhh ten Marinus!
    O co w tym chodzi? :)) Hmmmm. Kurczę, może tu chodzi o Andiego? Może Marinus zakochał się w Lei?
    Nie będę wymyślała scenariuszy, dalszy los bohaterów leży w Twoich rękach. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, może troszkę bardziej optymistyczny (czytaj: więcej Andiego, hahaha)
    WENY :*
    Buziaki! :)
    PS. Miałam jechać do Zakopanego, ale plany potoczyły się nieco inaczej ;c Szkoda, może byśmy się poznały, kto wie ;))
    PA :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze, tez nie rozumiem Marinusa...
    Nie rozumiem tez Lei...
    Pogubilam sie...
    Jednak czytalo mi sie ten rozdzial naprawde dobrze. :) Zawiesilas bardzo wysoko poprzeczke i powiem Ci, ze podolalas. :)
    Uwazalam Marinusa za przyjaciela. Za cxlowieka,ktory murem stoi za Lea. Osobe, ktora jej kibicuje. Teraz jestem nim rozczarowana. -.-
    Mam nadzieje, ze kolejny rozdzial rozwieje moje watpliwosci. :)
    Czekam na kolejny rozdzial. ♡♡
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Żadnego z nich nie rozumiem. Marinusa, bo ignoruje a zarazem zależy mu na Lei. A zaś jej nie rozumiem, bo choć stara się udawać ze nie jest dla niej ważny a jednocześnie go potrzebuje. Ale człowiek to skomplikowana istota. Takie życie. Rozdział cudowny, idealny jak zwykle, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. spóźniona, ale mam usprawiedliwienie: miałam studniówkę. wczoraj przez cały dzień odpoczywałam, także nie miałam kiedy wejść na blogi.

    ja również nie rozumiem Marinusa, ale podejrzewam skąd bierze się jego dziwne zachowanie... no ale nie będę tutaj pisać o moich domysłach, wszystko się wyjaśni w swoim czasie.

    zaskoczyłaś mnie tym, że nasza Lea była skoczkinią. szkoda, że los spłatał jej takiego figla z tą białaczką :( ale jak to mówią: nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. gdyby nie ten upadek, nikt by nie wiedział o chorobie, która rozwinęłaby się do takiego stadium, z którego nie byłoby już ratunku...

    z niecierpliwością oczekują na 11-stkę :)

    pozdrawiam :*

    weny!

    OdpowiedzUsuń