piątek, 28 listopada 2014

Drugi : Ile zostało Mi czasu?


               
Z niechęcią zajmujesz miejsce na jednym z plastikowych krzesełek, zamglonym spojrzeniem, nerwowo rozglądając się wokół siebie. Co chwilę twój wzrok pada na twarz, na której nie odnajdujesz nawet krzty radości, ale czego mogłaś się spodziewać po szpitalnym korytarzu, prowadzącym na oddział onkologiczny. Czego możesz się spodziewać po osobach, które czekają na jedną informację, która zniszczy i w brutalny sposób zakończy ich wiarę na lepsze jutro. Tylko nieliczni, wciąż mają nadzieje. Wierzą, że ich życie będzie trwało wiecznie. Nic bardziej mylnego. Choroba. Najbardziej bestialska. Pożerająca z każdą sekundą kolejną zdrową część twojego organizmu, pozbawiając Cię ostatnich sił do walki.
Wilgne dłonie ocierasz o nogawki spodni. Czujesz strach. Zwątpienie przed tym co Cię czeka. Skrzypnięcie otwieranych drzwi, powoduje drżenie twojego ciała. Przywołujesz na nie swój wzrok, a twój układ słuchowy szaleje z niepewności, ale jednak już po chwili wokół Ciebie roznosi się wypowiadane przez mężczyznę imię i nazwisko. Twoje imię i nazwisko. Przez dłuższą chwilę się nie ruszasz. Zastygasz w swojej pozycji, a oddech staje się coraz płytszy. W myślach mimowolnie słyszysz dźwięk bijącego serca. Twojego serca, serca, które wierzy, że tym razem będzie lepiej.
Podnosisz się z miejsca, chwiejnym krokiem kierując w stronę gabinetu. Większość z gromadzonych osób, pewnie sądzi , że jesteś pijana, a Ty po prostu nie możesz ustać na nogach. Nogach, które bezwładnie uginają się pod ciężarem twojego ciała. Nie wiesz co się dzieje. Twoja rodzicielka momentalnie znajduje się tuż przy tobie, obejmując silnie ramieniem. Mężczyzna wspomaga Ją w swoich działaniach, pomagając Ci zając miejsca na krześle, naprzeciw Jego biurka.
-Wszystko w porządku?
Spoglądasz na Niego. Nie wiesz czy masz powiedzieć prawdę czy może skłamać. Nie wiesz co w obecnej chwili byłoby najlepsze. Jedno wiesz na pewno, chcesz usłyszeć wszystko, ale nie tego, co echem odbija się w twoich myślach.
-Lepiej. To tylko chwilowe, ze strachu.
Rzucasz pośpiesznie , układając drżące dłonie na swoich udach. Spoglądasz na zaniepokojoną mamę, posyłając Jej blady uśmiech. Jednak nawet to Jej nie uspakaja. Wciąż odczuwasz Jej baczne spojrzenie, przepalające twoją skórę na wylot. Ona wie, dobrze, wie, że kłamiesz.  
Wzdychasz ciężko, uciekając wzrokiem. Z ukojeniem wsłuchujesz się w ciszę, panującą w pomieszczeniu. Napawasz się nią, czując, że w późniejszym czasie nie będzie już ku temu trafniejszej okazji. Przymykasz łagodnie ociężałe powieki, starając się uspokoić, ale twoje serce nie zważa na żadną z twoich próśb. Nie zważa na to, że czujesz się nieswojo, sądząc , że jego przyspieszone bicie słyszy każdy. Wzdychasz ciężko, wracając spojrzeniem na mężczyznę, który nerwowo przewraca kolejne z kartek. Z trudem przełykasz ślinę, dostrzegając swoje wyniki badań i ciche słowo znalazłem. Kręcisz bezwładnie głową, czując jak twoja dusza oddala się do tego miejsca. Jak na każde z czynności lekarza spoglądasz z innego pomieszczenia. Strach paraliżuje twoje ciało, nie pozwalając nawet na poprawienie niesfornego kosmyka włosów, który opadł bezwładnie na twoją twarz. Przez jego pryzmat spoglądasz na otaczającą Cię rzeczywistość.
-Nie mam zbyt dobrych wiadomości…
Pięć słów. Pięć cholernych słów, które niczym nóż zabijają ostatnią, tlącą się w twoim sercu nadzieję. Kręcisz bezwładnie głową podnosząc się z miejsca. Masz ochotę biec. Masz ochotę krzyczeć z bezradności. Czujesz się jak wtedy. Jak wtedy, kiedy lekarz oznajmił twoim rodzicom , że chorujesz na białaczkę, a przeszczep szpiku jest czymś nieuniknionym. W tamtym okresie czasu nie potrafiłaś przeglądać się w lustrze. Odrzucał Cię widok, pojedynczo wypadających, kosmyków włosów. Na blade policzki, które bezwładnie się zapadały. Na twarz, która niczym nie przypominała Ciebie, sprzed choroby.
Chcesz wyjść, ale stanowczy, łagodnie łamiący się głos twojej mamy zatrzymuje Cię tuż przy drzwiach. Kręcisz głową, spoglądając na nią przez swoje ramię.
-Ile zostało Mi czasu?
Bezmyślne pytanie wyrywa się z twoich ust, które momentalnie zamykasz. Sznurujesz je, czując jak po ich spierzchniętej części , spływa słona łza.
-Musimy podjąć leczenie. Na sam początek chemioterapia, a w późniejszym czasie, gdy zdobędziemy szpik, przeszczep. Musisz tylko chcieć się leczyć.
 Kręcisz głową. Nie to chciałaś usłyszeć. Nie masz już sił po raz kolejny przezywać tego samego horroru. Co dnia dostrzegać strach w oczach rodziców, którzy się o Ciebie martwią. Którzy nie potrafią zmrużyć oka w nocy, ponieważ obawiają się , że następnego ranka Cię nie usłyszą.
-Miesiąc, dwa, trzy…proszę Mi powiedzieć!
Syczysz przez zaciśnięte wargi z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy. Czujesz dłoń mamy na swoim ramieniu, ale bezwładnym ruchem strzepujesz kończynę swojej rodzicielki.
-Jeśli nie podejmiesz leczenia ? Pozostanie Ci około pół roku, jeżeli nie mniej.
Kiwasz bezwładnie głową, podrywając się jak oparzona z krzesła. Wybiegasz z gabinetu, biegnąc ile sił w nogach przed siebie. Nie zważasz na sylwetki ludzi, od których odbijasz się  bezwładnie. Nie masz nawet sił na głupie przepraszam. Odpychasz od siebie z dużym impetem drzwi, które dzieliły Cię od świata. Czujesz nieprzyjemny chód, który otula twoje policzki. Zakrywasz je coraz szczelniej szalikiem, dłonie mocno zaciskając w kieszeni płaszcza. Ruszasz przed siebie. W obecnej chwili masz gdzieś to jak dotrzesz do domu. Jak z drugiego końca miasta znajdziesz się w swoim ciepłym pokoju, łóżku, w którym będziesz mogła otulić się szczelnie ciepła kołdrą i zapomnieć o wszystkim co właśnie usłyszałaś. Łzy bezwładnie spływają po twoich policzkach. Nie potrafisz ich powstrzymać, a może nawet nie chcesz. Nie jesteś zbyt silna na walkę z nimi, a tym bardziej na ich przezwyciężenie. Wszystko jest dla Ciebie bardzo trudne, ale po raz kolejny nie masz sił na walkę. Poddajesz się jak ostatni tchórz, ale każdy, który przeżył to samo, na pewno Cię zrozumie. Wierzysz w to, bo nie chcesz czuć uczucia wyrzutów sumienia, które brutalnie  mieszają Ci w głowie.

*

Przystajesz przed domem, łagodnie podnosząc swoje spojrzenie z białego puchu , ścielącego twój podjazd, wodząc zamglonym spojrzeniem po jasnych ścianach, natrafiając na granatowe niebo. Sznurujesz wargi, opuszkiem palca ścierając łzę. Masz już ich dość. Uśmiechasz się sztucznie. Historia lubi się powtarzać. Tamtego dnia było podobnie. Usłyszałaś diagnozę i po prostu uciekłaś. Widocznie tchórzem po prostu się urodziłaś, ale nie potrafiłaś sobie poradzić z tym wszystkim. Ty z mamą mieszkałaś przez wiele lat samotnie w Monachium, a tata był tylko gościem we własnym domu. Teraz wracasz z cała ich dójka do Kringenthal. W końcu z pełną rodziną, aczkolwiek nie do końca wracasz do swojego miasta. Miasta, w którym nigdy nie zaznałaś żadnego przykrego uczucia. Same pozytywne wspomnienia tlą się w twoich myślach, ale teraz. Teraz to wszystko się zmieni.
Kierujesz się w stronę drzwi. Twoje nogi drżą. Całe twoje ciało drży, bynajmniej nie jest to spowodowane uczuciem chłodu, który bezapelacyjne przeszywał twoją sylwetkę na wylot. Przystajesz przy drzwiach, opierając się plecami o ich przednią część, po której bezwładnie się osuwasz , upadając na wycieraczkę. Podkulasz swoje kolana pod samo podbródek, cicho łkając. Starasz się być silną, ale ile można? Ile można stawiać czoła przeznaczeniu, wiedząc, że i tak się nic nie zmieni?
Nagle drzwi się otwierają, a Ty ze strachu upadasz w potężną , śnieżną zaspę. Krzywisz się nieznacznie, czując jak całe twoje ubranie przylepia się do zmarzniętego ciała. Podnosisz łagodnie spojrzenie, dostrzegając zapłakane oczy swojej mamy, która podnosi Cię z ziemi i wtula z całych sił w swoje ciało. Nie potrafisz oprzeć się ciepłu , które Ci oferuje, więc wtulasz się ile sił w Jej smukłą sylwetkę, z całych sił zaciskając swoje oczy. Nie chcesz płakać. Nie teraz. Nie znów.
-Mamo…
Łagodnie zachrypnięty głos przerywa panującą między Wami ciszę. Spoglądasz na Jej twarz, na której malują się blade smugi, rozmazanego przez łzy tuszu do rzęs. Zagryzasz wargę, kręcą przecząco głową.
-Nie płacz. Mamo proszę. Nie chcę czuć , że cierpisz. Cieszmy się, proszę raduj się ze Mną, chcę w pełni przetrwać ostatnie dni.
Kobieta zaciska swoje dłonie coraz szczelniej, kręcąc głową. Sznurujesz wargi, zamglonym spojrzeniem, niepewnie przytakując głową.
-Nie mów tacie. Chcę, żeby zdobył z Naszymi chłopakami Mistrzostwo Świata, Sophie też pewnie tego chce….-milczysz, spuszczając wzrok- Chciała-dodajesz , czując niemiłe mrowienie na policzkach
Dzisiejszy dzień na pewno nie zapisze się w twojej pamięci jako najmilszy. Wysłuchanie wiadomości o nawrocie choroby, a do tego śmierć Sophie. To było dla Ciebie jeszcze większym ciosem, niż wieść o chorobie. Nie potrafisz wyobrazić sobie uśmiechu, którego już nigdy nie dostrzeżesz na ustach tej, małej dziewczynki. Głos, który już nigdy nie będzie wspierał swojej ,ukochanej reprezentacji. Serce , które już nigdy nie zabije dla Nikogo. Tym bardziej chcesz odpuścić. Sophie walczyła. Każdego dnia równie mocno, ale jednak przegrała swoje najważniejsze zawody w życiu.  Czujesz, że na  Ciebie  również zbliża się  czas. Nadejdzie on nie spodziewanie, zabierając Ci to wszystko, o co wywalczyłaś do tej pory.  Brutalnie pozbawiając Cię nadziej na lepsze jutro.


Od autorki:
Dwójeczka. Coraz mocniej zaczynam pogłębiać się w pesymistycznych scenariuszach kolejnych rozdziałów, ale taki był plan. Krótka historia, która pokaże wiele , wspaniałych wartości, o które trzeba walczyć mimo wszystko, mimo, że na początku nie ma się na to sił :) Przewiduje jeszcze kilka rozdziałów, których w sumie powinno być dziesięć + epilog, ale to wszystko w trakcie opowiadania na pewno się zmieni. ;)
A teraz coś o skokach.  Życzę szybkiego, ale to bardzo szybkiego powrotu do zdrowia Kamilowi. Bez Niego coś w tych skokach nie współgra. Mimo tego, że Piotrek stara się ciągnąć to wszystko. Mam nadzieje, że za tydzień będzie już wszystko dobrze, a na skoczni zobaczymy Kamila i resztę Polaków w lepszej dyspozycji. :) Gratulacje za zwycięstwo dla Simona Ammanna. 

Buziaki ;* Czekam na jutrzejszy konkurs, w którym mam nadzieje, zobaczymy wszystkich Polaków :) 


sobota, 22 listopada 2014

Pierwszy : Twoja radość jest dla Mnie największą nagrodą.

Nareszcie możesz wrócić do domu. Pierwszy dzień w nowej szkole zaliczasz do bardzo udanych. Poznałaś wiele osób, z którymi masz nadzieje spokojnie przetrwać ostatnią klasę liceum. Starasz się również nie przywiązywać do Ich obecności. Boisz się znów dostrzec strach i ból w oczach osób dla Ciebie najważniejszych. Opuszkiem palców poprawiasz łagodnie wysuwając się z twojego ucha słuchawkę. Już za rogiem dostrzegasz znajomy budynek. Jesteś już niemal na miejscu, ale nie masz ochoty na spotkanie się z rodzicami. Na wypytywanie o dzisiejszy dzień i samopoczucie. Wiesz, że każde z twoich słów może być wyolbrzymione. Lekki ból głowy, może być dla Nich nawet oznaką czegoś najgorszego. Wzdychasz ciężko, a twój oddech zamienia się w mgiełkę, która otula swoim przyjemnym ciepłem okolicę twoich warg. Wkońcu zdobywasz się na siłę i ruszasz w stronę swojego domu. Przystajesz na chodniku, zamglonym spojrzeniem lustrując podjazd i łagodnie rozchylone drzwi garażu. To wszystko mogło oznaczać jedno, zostajesz Sama. Uśmiechasz się blado, przekręcając klucz w drzwiach. Twoja zaczerwieniona skóra nie może przyzwyczaić się do nagłego ciepła, dzięki czemu czujesz nieprzyjemne mrowienie. Odwiązujesz szalik zawinięty szczelnie wokół szyi , odrzucając go na pobliską komodę. Z ramion zsuwasz bezwładnie kurtkę, zarzucając ją niedbale na wieszak stojący w samym rogu przedpokoju. To samo robisz  z butami, układając je na niewielkiej półeczce. Zabierasz swoją torbę kierując się do swojej sypialni. Nie masz ochoty nic jeść, chociaż w między czasie dostrzegasz przygotowany posiłek i niewielką karteczkę obok niego. Spinasz się powolnie po schodach, zaciskając swoje dłonie wokół poręczy. Nie czujesz się najlepiej, chociaż nawet przed samą sobą nie potrafisz się do tego przyznać.  Nie potrafisz , albo po prostu nie chcesz. Wiesz, że jeśli powiesz Sobie: Tak, nie czuje się najlepiej , to twoja podświadomość rozpocznie tworzenie czarnych scenariuszy, a przecież chwilowa niedyspozycja, nie musi być od razu zwiastunem najgorszego, prawda? Naciskasz łagodnie na klamkę drzwi, otwierając przed sobą dalszą drogę. Bierzesz kilka głębszych oddechów, opadając bezwładnie na łóżko. Wtulasz swoje ciało w chłodną pościel, otulając nią coraz szczelniej swoje ciało. Sen. Właśnie sen jest dla Ciebie czymś najpotrzebniejszym w obecnej chwili. Jednak nie zasypiasz. Nie potrafisz. Nieznoszący ból głowy nie pozwala Ci w spokoju zamknąć powiek , oddając się całkowicie w ramiona morfeusza. Spuszczasz swoje nogi łagodnie na miękki dywanik, podnosząc się z miejsca. Krążysz po długości swojego pokoju , dostrzegając na swoim biurku coś całkowicie nie pasującego do wyposażenia, które pozostawiłaś po sobie dzisiejszego ranka. Uśmiechasz się szeroko, biorąc do rąk skrawek materiału. Przypominasz sobie wszystko, pośpiesznie opuszczając swoją sypialnię. Ukrywasz materiał w swojej torbie, zarzucając na ramiona kurtkę, a na nogi pośpiesznie zakładając buty. Opuszczasz dom, kierując się w stronę miejsca, w którym nie chcesz się znaleźć, ale jednak kochasz spędzać czas. Czas z osobami, które znają twój ból, rozumieją go idealnie, a jednak Są o wiele silniejsze i bardziej cieszą się z swojego życia.
Przystajesz przy potężnym budynku, biorąc kilka głębszych oddechów. Nie było Cię tutaj od tamtego dnia, ale jednak obiecałaś sobie , że tutaj wrócisz. Musiałaś. Nigdy nie rzucasz słów na wiatr, a czując, że ktoś na Ciebie czeka. Tym bardziej nie potrafisz przejść obojętnie, mimo bólu , który naradza się w Tobie podczas odwiedzania tego miejsca.Twój oddech zdaje się być coraz cięższy, a w głowie echem roznosi się szybkie bicie serca. Jednak starasz się znaleźć siłę. Masz dla Kogo. Uśmiechasz się blado, odpychając od Siebie z dużym impetem masywne drzwi. Uśmiechasz się łagodnie w stronę pielęgniarek, które mimowolnie cieszą się na twój widok. Podczas pobytu tutaj przyzwyczaiłaś się do ich obecności. 
Podążasz jednym z korytarzy, dostrzegając na jego końcu znajomą sylwetkę. Uśmiechasz się na Jej widok, coraz szybciej skracając dzielący Was dystans.
-Sophie!
Twój krzyk echem odbija się od szpitalnych ścian, wpadając  w układ słuchowy każdego znajdującego się w obrębie kilku metrów, ale dla Ciebie najważniejsza była mała dziewczynka, która mocno wtula się w twoje ciało. Obejmujesz Ją szczelnie ramionami.
-Lea!
Jej ciepły krzyk przepełniony radością, działa jak miód na twoje serce. Czułaś dumę z powodu tego, że dostrzegasz na Jej bladej twarzyczce , uśmiech. Tak szczery jak łzy radości, które bezwładnie spływają po Jej policzkach.
-Nie płacz słońce…mam dla Ciebie niespodziankę. Zamknij oczka!
Dziewczynka ochoczo kiwa głową, zamykając oczy, na potwierdzenie zakrywając je również dłońmi. Czujesz smutek, gdy dostrzegasz opatrunek znajdujący się na Jej dłoni i chusteczkę, która otula Jej głowę. Zagryzasz z całych sił swoje wargi. Nie możesz płakać. Nie przy Niej i nie w obecnej chwili. Wybudzasz się z amoku, sięgając do swojej torby, z której wyciągasz materiałowy plastron z numerem startowym. Wiesz, że to było Jej największym marzeniem. Marzyła o tym, aby pojawić się na skokach i zdobyć autografy zawodników ze swojej ukochanej reprezentacji, a Ty? Ty postanowiłaś spełnić Jej marzenia, ponieważ Ona dała Ci coś więc. Dała Ci uśmiech. Szczery, dziecięcy uśmiech, który w ostatnich dniach walki, dodał Ci sił.
-Już? Lea, proszę. Czy już?
Słyszysz Jej coraz mocniej denerwujący się głos. Kręcisz z uśmiechem głową, zakładając na Jej drobniutką sylwetkę. Sophie przez dłuższą chwilę się nie rusza, jakby czuła dodatkowy ciężar na swoich ramionach. Uśmiechasz się coraz szerzej, dostrzegając Jej błyszczące tęczówki. Opuszki palców, które błądzą po podpisach każdego z reprezentantów.
-Dziękuję. Lea, bardzo Ci dziękuję ! Mamo, tato…patrzcie jaki dostałam prezent od Lei.
Krzyk. Jej radosny krzyk jest dla Ciebie czymś najważniejszym. Najpiękniejszą rekompensatą. Spoglądasz na Jej rodziców, którzy Ci dziękują. Kręcisz głową. Nie chcesz przyjmować , żadnych podziękowań. Zrobiłaś to sama od siebie , dla tej małej dziewczynki, która zrobiła dla Ciebie sto razy więcej.
Mała dziewczynka już po chwili wraca do Ciebie. Zabierasz Ją na ręce, całując w policzek. Czujesz jak Jej chłodne dłonie otulają twoją szyje, a Jej policzek układa się na twoim ramieniu. Kołyszesz się z Nią łagodnie, nucąc Waszą ulubioną piosenkę.
-Jak Ci się odwdzięczę?
Odsuwa się od Ciebie, spoglądając uważnie w twoje oczy. Z zaskoczeniem obserwujesz Jej wyraz twarzy, powolnie rozszyfrując sens wypowiedzianego przez Nią zdania.
-Twoja radość jest dla Mnie największą nagrodą.
Uśmiechasz się w Jej stronę, całując w czubek głowy. Stawiasz Ją na podłodze. Niestety musisz już iść. Z niechęcią  żegnasz się z Sophie i Jej rodzicami. Ruszasz w stronę wyjścia , ostatni raz spoglądając za Siebie. Widzisz radosną dziewczynkę, która kolejnym osobą chwali się swoim prezentem. Machasz łagodnie dłonią, co odwzajemnia. Po chwili jednak czujesz napływające łzy. Nie potrafisz już dłużej ich powstrzymać i po krótkiej chwili odczuwasz ich nieprzyjemną wilgoć na swoim policzku. Pośpiesznie opuszczasz korytarz, a w późniejszym czasie budynek. Źle działa na Ciebie przebywanie tutaj, ale jednak czujesz, że musisz tutaj być. Że musisz wspierać  osoby, które przeżywają to samo, co Ty przed laty. Wracasz do domu. Do domu, w którym czekają na Ciebie zaniepokojeni, jak zawsze rodzicie.

*

Zima.
Pora roku, którą kochasz i nienawidzisz równocześnie. Kochasz ją za jej piękno. Atmosferę, którą otacza zbliżające się dużymi krokami święta,
A nienawidzisz? Nienawidzisz za to, że odbiera Ci tatę, a w obecnej chwili również najlepszego przyjaciela. Nienawidzisz rozstań, nawet tych, które nie są ostatecznymi. Nienawidzisz, gdy wyjeżdża na zawody, a Ty sama masz tylko z Nim kontakt telefoniczny. Bardzo Go kochasz i cieszysz się Jego szczęściem, ale czasami wolałabyś, aby był przy Tobie, aby wychodził co dnia do pracy i wracała popołudniami. Czujesz, że tak byłoby o wiele lepiej.
-Uważaj na Siebie!
Uśmiechasz się ironicznie, odwracając wzrok. Który to już raz słyszysz? Przytakujesz z niechęcią głową, przytulając się do sylwetki twojego ojca. Zamykasz powieki, starając się zapisać w swojej pamięci każdą sekundę. Wiesz, że rozstajesz się z nim na pięć miesięcy. Pięć długich miesięcy, spośród , których wybierzesz się na niektóre zawody, rozgrywane w twoim kraju. Oddalasz się od Niego, całując w policzek. Teraz nadchodzi czas na Andreasa. Uśmiechasz się w Jego stronę, skracając dzielący Was dystans. Rzucasz się na Jego szyję, wtulając z całych sił w Jego wysportowaną sylwetkę. Zbliżyliście się. Od tamtego, pamiętnego pierwszego dnia w szkole, staliście się dla Siebie bliscy, ale Ty wciąż pozostawiasz między Wami spory dystans. Nie możesz dopuścić do tego, aby między Wami było coś więcej. Bynajmniej do chwili, kiedy usłyszysz, że jesteś w pełni zdrowa i nie ma już zagrożenia nawrotem choroby. W obecnej chwili nie możesz pozwolić na to, aby Go do siebie przyzwyczaić. Nie chcesz  po raz kolejny  dostrzegać w oczach najbliższych strachu i smutku. Obiecałaś to sobie tamtego dnia i postanawiasz dotrzymać słowa, mimo wszystko.
-Uważaj na Siebie , Lea.
Prychasz cicho, udając, że nie słyszałaś tych słów. Całujesz Go w policzek, oddalając na znaczną odległość. Uśmiechasz się , machając dłonią na pożegnanie. Kiedy samochód twojego ojca znika z pola twojego widzenia, wracasz do domu. Zatrzaskujesz za sobą wejściowe drzwi, pośpiesznie kierując się w stronę swojej sypialni. Zamykasz za sobą drzwi, przekręcając kluczy w zamku. Potrzebujesz chwili samotności. Chwili , której możesz już nigdy nie otrzymać…przecież jutro masz wizytę u lekarza. Pierwszą po długim okresie czasu. Masz nadzieje, że jest ona tą pierwszą i ostatnią na całe życie.

Od autorki:
Ten rozdział nie zdobył w pełni mojej akceptacji, ale nie jest najgorszy. Mam przynajmniej taką nadzieje. Początki są trudne…same wiecie, jednak później lepiej. No dobrze…tak więc, to chyba tyle od Mnie o tym rozdziale…
Dzisiaj przed Nami pierwszy konkurs drużynowy. Trzymamy Kciuki drogie Panie za naszych, kochanych Chłopaków , którzy w pełnym składzie przebrnęli przez wczorajsze kwalifikacje ! :)
Pozdrawiam i do zobaczenia podczas Kussamo :) ;*





sobota, 15 listopada 2014

Prolog : Nie zakochuj się we Mnie.

 Budzisz się wczesnym rankiem. Dłonią łagodnie przecierasz zaspane oczy, odrzucając od Siebie otulający Twoje ciało delikatny materiał kołdry. Swoje stopy zsuwasz bezwładnie na miękki dywan, podnosząc się z miejsca. Swobodnie przechadzasz się po długości swojej sypialni. Nie masz ochoty już na sen. Nie masz również ochoty na opuszczanie swojej sypialni. Z ukojeniem wsłuchujesz się w panującą wokół Ciebie ciszę, którą przerywa rytmicznie Twój nierówny oddech i tykanie wiszącego na ścianie zegara.
Układasz się w bujanym fotelu, podciągając swoje kolana pod sam podbródek. Przymykasz delikatnie powieki, kołysząc się raz w przód, a raz w tył. Znów czujesz się jak mała dziewczynka, wtulona w śpiewającego Jej kołysankę ojca. Jak mała dziewczynka, której jedynym problemem było to, którą z zabawek zabierze tym razem ze Sobą do przedszkola.
Dźwięk budzika wybudza Cię z zamyślenia. Zamglonym spojrzeniem wodzisz po swojej sypialni, do której przez niedbale zasłonięte zasłony dostają się pierwsze promienie słońca . Uśmiechasz się blado, kierując w stronę wielkiej szafy, ulokowanej naprzeciw Ciebie. Zabierasz z niej pierwsze lepsze ubrania. Nigdy nie przykuwałaś większej uwagi do swojego wyglądu. Nosiłaś porostu to, w czym było Ci najwygodniej.
Zatrzaskujesz za Sobą drzwi od łazienki, zrzucając równocześnie z Siebie części piżamy, które bezwładnie lądują w kącie pomieszczenia.  Dłonią odkręcasz kurek z ciepła wodą, wchodząc w jego strumień. Strużki ciepłej wody spływają bezwładnie po twoim ciele, a Ty bezwładnie wodzisz za nimi opuszkami palców. Dzisiaj czeka Cię pierwszy dzień w nowej szkole. Szkole, w której masz nadzieje pozostać na dłużej.
Po skończonej kąpieli kierujesz się po schodach, do kuchni. Uśmiechasz się łagodnie w stronę swojej mamy , która szykuje Ci śniadanie. Podbiegasz w Jej stronę , wtulając się w Jej plecy. Nawet ten gest nie może w pełni oddać wdzięczności z Twojej strony.
-Dzień dobry skarbie, wyspałaś się?
Pyta, stawiając bezszelestnie na jadalnianym stole talerz wypełniony kanapkami. Kiwasz głową, zajmując miejsce na jednym z krzeseł. Czujesz Jej przepełnione troską spojrzenie. Wiesz , że się o Ciebie martwi i również wie, że kłamiesz w jednej kwestii. Kątem oka dostrzegasz jak przy Tobie przykuca i układa swoją ciepłą dłoń na twoim kolanie. Z trudem przełykasz kęs kanapki, spoglądając na Nią.
-Znów nie mogłaś spać, prawda? Widziałam Cię siedzącą na fotelu, kochanie…
Kręcisz głową, dłonią każąc rodzicielce przestać. Masz już dość tej wiecznej kontroli. Pragniesz normalnego życia, bez ciągłej obserwacji.
-Chcę zacząć wszystko na nowo, a wczesne wstawanie jeszcze nikomu, nigdy nie zaszkodziło
Rzucasz ściszonym głosem. Odwracasz swoje spojrzenie w stronę okna, za którym panował słoneczny, zimowy dzień. Te dwa stwierdzenia się wykluczały, ale jednak. Zima nie miała zamiaru zaszczycić swoją obecnością mieszkańców Niemieckiego miasteczka. Kończysz swoją kanapkę, odsuwając z piskiem krzesło. Zabierasz swoją torbę z komody, nakładając na swoje nogi pospiesznie buty, a na ramiona zarzucając niedbale płaszcz.
-Wychodzę!
Krzyczysz, opuszczając dom, nie czekając nawet na odpowiedź ze strony swoich rodziców, czego żałujesz po krótkiej chwili. Nienawidzisz się z Nimi kłócić, ale jednak czasami nawet święty miałby już dość Ich nadopiekuńczości, ale z drugiej strony…z drugiej strony się Im nie dziwisz. W końcu Sama nie chcesz już drugi raz przeżywać tego co było. Drugi raz miałabyś już pewność, że to koniec. Na razie musisz cieszyć się spokojem. Tymczasowym spokojem.
Kierujesz się przed Siebie. Wkładasz do swoich uszu słuchawki, wsłuchując się w melancholijny głos piosenkarki. Łagodnie kiwasz głową w rytm muzyki, przystając przy drodze. Rozglądasz się uważnie raz w prawo, a raz w lewo. Kiedy masz pewność, że jesteś sama na drodze, a wokół nie znajduje się żaden samochód, przechodzisz. Nie denerwujesz się o dziwo. Nie martwisz się tym, czy inni Cię zaakceptują, ale jednak nie masz ochoty tutaj iść. Tęsknisz za Monachium. Za swoimi przyjaciółmi i starą szkołą. Wzdychasz cichutko, dostrzegając przed Sobą wielki gmach budynku. Wyciągasz z uszu słuchawki, przemieszczając się po wielkim placu, otaczającym budynek. Okręcasz się raz wokół własnej osi, uważnie lustrując każde z zakamarków. Jednak teraz nadszedł ten najtrudniejszy czas. Pierwsze spotkanie z nowymi ludźmi, których spojrzenia przepalały Twoją skórę na wylot. Zdajesz się je lekceważyć, ale jedna z para oczu , przykuwa Twoja uwagę. Wpatrujesz się zamglonym spojrzeniem w chłopaka, stojącego niemal naprzeciw Ciebie. Uśmiechasz się blado, odwracając wzrok i kierując się w stronę wiszących na ścianie ogłoszeń. Wzrokiem odszukujesz swojej klasy i Sali, w której będzie właśnie odbywać się Wasza, pierwsza lekcja.
Przystajesz przed drzwiami klasy, w myślach mówiąc Sobie, że to właśnie tutaj. Zajmujesz swoje miejsce na parapecie, sięgając do torby po butelkę wody mineralnej i opakowanie lekarstw. Jednym listkiem wypełnionym w każdym możliwym miejscu małą, białą pigułeczką. Otwierasz jedną z nich, połykając dość sporym łykem wody. Teraz tylko One dają Ci nadzieję i tylko one pozwalają wierzyć w trwający dotąd spokój.
Dźwięk dzwonka. Wodzisz spojrzeniem wokół Siebie, wrzucając niedbale do torby opakowanie i butelkę. Zeskakujesz z parapetu, przystając przy ścianie. Dyskretnie ocierasz swoje wilgne dłonie o nogawkę spodni. Acha, czyli jednak się denerwujesz, a jeszcze mocniej gdy dostrzegasz chłopaka, którego widziałaś na holu. Czujesz jak twoje serce, mimowolnie bije szybciej, a oddech staje się coraz płytszy.
Gdy tylko nauczyciel otwiera przed Tobą drzwi do klasy, każda z osób zajmuje swoje miejsca, bacznie obserwując Twoją, smukła sylwetkę. Przełykasz z trudem ślinę, stając obok nauczyciela na samym środku Sali.
-Oto Lea Schuster, Nasza nowa uczennica.
Mężczyzna zwrócił się w kierunku klasy, spoglądając co chwilę  na Ciebie z uśmiechem na ustach.
-Mam nadzieje, że dość szybko zaaklimatyzujesz się w naszej klasie , Leo. A teraz, może zajmij miejsce obok Lisy?!
Tym razem Jego głos jest skierowany tylko i wyłącznie w kierunku Twojej osoby. Krzywisz się nie znacznie na męski dźwięcznik Twojego imienia. Posyłasz Mu i uczniom łagodny uśmiech, kierując się w stronę wskazanego przez mężczyznę miejsca.
-Cześć jestem Lisa
Słyszysz ściszony głos dziewczyny, spoglądając na Nią znad swojej torby.
-Miło Mi, jestem Lea, ale to już wiesz
Dodajesz , łagodnie się uśmiechając, co szatynka szybko odwzajemnia.

*

-Tak, trenerze. Jasne, że się Nią zaopiekuję. Nie ma problemu. Tak , do zobaczenia na treningu!
Wzdychasz cicho , rozglądając się nerwowo wokół siebie. Przemierzasz długość szkolnego holu, w poszukiwaniu brunetki, której obraz malował się przed Twoimi powiekami.
-Lea!
Na końcu korytarza dostrzegasz podobną do opisu , dziewczynę. Ryzykujesz ,krzycząc na cały głos imię dziewczyny, ale zyskujesz. Brunetka odwraca się na dźwięk swojego imienia, z rozkojarzeniem błądząc po otaczającym Ją miejscu.  Dopiero po chwili natrafia na Twoją sylwetkę, posyłając Ci pytające spojrzenie, na co Ty biegniesz ile sił w Jej kierunku.
-Lea?
Przystajesz przy Niej, po raz kolejny pytając się o Jej tożsamość. Dziewczyna uśmiecha się, łagodnie przytakując głową.
-Ja jestem Andreas i będę się Tobą opiekował, dobrze?
Widzisz malującą się na Jej twarzy zaskoczenie. Wiesz, że musi się z tym zaaklimatyzować, w końcu z tego co wiesz od Jej ojca, to jest bardzo przewrażliwiona na punkcie kontroli.
-Nie martw się, może pokarze Ci szkołę?
Łapiesz Ją pod ramię, kierując się bez słowa z Nią w kierunku jednego  z korytarzy budynku. Przemierzacie Je w ciszy, którą przerywasz opisując Jej , która z sal , gdzie się znajduję.
-Andreas..
Przystajesz w miejscu, spoglądając na Nią pytającym spojrzeniem.
-Powiedz Mi, ale tak szczerze czy jesteś tutaj tylko ze względu na Mojego ojca? Znaczy , prosił Cię o to?
Pyta lekko zachrypniętym głosem, na co Tobie dla odmiany brakuje słów. Nie wiesz , co masz Jej odpowiedzieć. Jej tata prosił Cię o dyskrecję.
-Nie…Tak…znaczy, wiedziałem tylko, że będziesz tutaj chodzić do szkoły, więc postanowiłem się z Tobą zapoznać, żeby było Ci łatwiej zaaklimatyzować się tutaj

Uff, wybrnąłeś z jakoś z tej trudnej sytuacji, Andreasie. Posyłasz Jej łagodny uśmiech, co odwzajemnia. Kiwasz bezwładnie głową , kierując się przed Siebie.
-Andreas...
Odwracasz się pośpiesznie , spoglądając na brunetkę z zamglonym spojrzeniem i bladym uśmiechem.
-Możesz Mi coś obiecać?
Jej głos tak mocno różnił się od tego, którym uraczyła Cię na początku rozmowy. Wyraz Jej twarz również zmienił się diametralnie.
-Jasne
Niepewność. Ta cholerna niepewność przeszywa wypowiedziane przez Ciebie słowo. Po raz pierwszy się boisz, Wellinger.
-Nie zakochuj się we Mnie
Spoglądasz na Nią z zaskoczeniem. Mogłeś się spodziewać wszystkiego, że domyśli się Kim jesteś i po co tutaj tak naprawdę jesteś, ale nie to. Uśmiechasz się łagodnie, gładząc Jej ramię.
-Nie musisz się o to martwić
Odpowiadasz z taką nienaturalnością. Sam nie wiesz czemu chciała , abyś Ją o tym zapewni, bo przecież w końcu znacie się od jakichś kilku minut.

Od autorki:
A więc…nowa historia. Nie łatwa. Jej tematyka jest bardzo trudna do opisania, ale Ja przyjmuje jej wyzwanie! :)
Zapraszam na historię a’la „Nad życie” i „Szkoła uczuć” w jednym.  :)
Historię, która prawdopodobnie będzie tą ostatnią w Moim wykonaniu :( 

Ręka w górę, Kto tak jak Ja cieszy się na przyszły tydzień i pierwsze zawody? :D