sobota, 31 stycznia 2015

Epilog : Póki przy Tobie jestem, nie pozwolę Ci odejść.


Nienawidzę tego dnia, jak grom z nieba spadło
To wszystko na raz, spadło to na Nas.
W kilka minut obróciło się to w nicość taka pustka,
tylko płacz pozostał w ustach gorzki smak...

Tępo wpatrujesz się w trumnę, w której spoczywa bezwładne ciało Lei. Wpatrujesz się w Nią, nie mając nawet sił, na starcie łez, które bezwładnie spływają po twoich policzkach. Tutaj Nikt nie patrzy na męskość czy cholerną, męską dumę. Każdy tutaj na własny sposób przeżywa śmierć dziewczyny. Przykucasz niepewnie przy Niej, jako jedyny decydując się na ten, w obecnej chwili odważny krok. Zagryzasz dolny płatek wargi, układając swój policzek na Jej klatce piersiowej. Przymykasz powieki. Rozklejasz się już całkowicie , nie czując miarowego unoszenia się Jej ciała. Ciepła emanowanego przez 36.6 stopnia. Ciszę. Brak zażartej walki serca. Do tej pory naiwnie wierzyłeś, że to wszystko jest po prostu nie wyszukanym żartem. Kawałem na prima aprilis wykonanym przez los, ale przecież pierwszy kwietnia dopiero za pół roku…
Oddalasz się od Niej na nieznaczną odległość, zaszklonym wzrokiem lustrując Jej twarz. Zamknięte powieki, które już nigdy się nie otworzą. Które nigdy nie zobaczą waszej córeczki. Wargi, które już nigdy nie wypowiedzą żadnego słowa. Usta, których już nigdy nie poczujesz smaku, ani ciepła. Sznurujesz nerwowo wargi, ale nawet to nie pomaga Ci powstrzymać łez. Twoja krtań sama rwie się do krzyk. W porę się opamiętujesz. To nie miejsce na to! Przykucasz na lewym kolanie, gładząc dłonią , delikatnie policzki dziewczyny, jakby bojąc się, że Ona zniknie. Odejdzie , ucieknie, chociaż wiesz, że za krótki moment to właśnie nastąpi. Odsuwasz swoją dłoń, delikatnie zbliżając się do Jej policzka. Składasz na Nim przelotny pocałunek. Nie czujesz obrzydzenia, a ból, który rozrywa na pół twoje serce.
Podnosisz załzawiony wzrok ku górze. Nad Tobą wiszą szare chmury, z których zaczyna pokrapywać deszcz. Wracasz spojrzeniem na spokojną twarz twojej ukochanej, zaciskając powieki. Szepczesz ciche dlaczego? Mimo tych kilku dni, które spędziłeś w samotności, nie potrafiłeś pogodzić się z tym wszystkim. Z myślą, że Jej już nie ma. Że nie stanie w progu mieszkania, czego naiwnie oczekiwałeś przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Powracasz spojrzeniem na Leę, czując, jak Wasz czas ucieka. Ostatni raz dotykasz Jej policzka, składając krótki pocałunek na Jej wargach.
-Do zobaczenia po drugiej stronie.
Szepczesz cicho, układając między Jej skrzyżowanymi dłońmi, czerwoną różę. Opuszkiem palców ścierasz spływające łzy, oddalając się. Przystajesz w miejscu, czując jak nogi uginają się pod twoim ciężarem. Z trudem wpatrujesz się w wieku trumny, które bezwładnie się zatrzaskuje. Każde z twoich organów, jakby na moment zapomniało jak pracować, gdy trumna bezwładnie sunie na dno, wykopanego dołu. Kręcisz głową, a po policzku spływa Ci łza. Wokół roznosi się przeraźliwy płacz. Sznurujesz wargi, spoglądając na rodzicielkę Lei i twojego trenera. Widzisz jak Ona cierpi. Widzisz, że nie tylko Tobie trudno jest się pogodzić z nową codziennością. 

 W duszy krzyczę, Nikomu nie życzę być teraz tutaj,

i widzieć to, jak ktoś odchodzi, jak odchodzi serca bicie.


~*~


Puchar Świata w Kussamo.

Zajmujesz miejsce na drewnianej belce. Sprawdzasz wiązania. Sprawdzasz rękawy swojego kombinezonu. Kiedy wszystko jest już gotowe, spoglądasz w kierunku gniazda trenerskiego, czekając na znak. Widzisz jak brutalnie przez powiewy wiatru jest traktowana, trzymana w ręku trenera chorągiewka w narodowych barwach. Nawet tutaj dostrzegasz kręcąca głowę trenera. Ale jest znak. Zielone światełko i niepewny ruch trenera. Ruszasz z belki, sunąc swobodnie po rozbiegu. Wybijasz się, układając swoją sylwetkę w powietrzu. Już na początku walczysz z silnym oporem powietrza, ale po chwili czujesz mocny ciężar na swoim lewym barku. Po woli zaczynasz tracić równowagę i świadomość. Kolejny z podmuchów jest zbyt silny. Bezwładnie suniesz po ośnieżonej zeskoku czując przeszywający ból. Nie potrafisz się ruszyć. Wszystko Cię boli. Syczysz cicho, a wtedy widzisz Ją. Czujesz jak dotyka twojej dłoni.
-Lea.?
Mówisz słabym głosem, wpatrując się w wizerunek dziewczyny, która znika wraz z pojawieniem się ekipy lekarskiej. Ze złością i grymasem obserwujesz poczynania mężczyzn. Jednak Lea nie odeszła widzisz Ją nad Nimi .Uśmiechasz się w Jej kierunku.
-Zabierz Mnie ze sobą…
Szepczesz i zdaje się, że tylko Ona Cię słyszy. Widzisz jak kręci głową. Widzisz również  złość na Jej twarzy.
-Póki przy Tobie jestem, nie pozwolę Ci odejść.
Słyszysz Jej głos. Ciepły i melancholijny. Nic się nie zmienił. Uśmiechasz się po raz kolejny, chcąc złapać Jej dłoń. Nieudolne staranie. Oddychasz ciężko, starając wyswobodzić swoją szyję.
-Andreas , nie ruszaj się chłopaku!
Słyszysz obok głos członka niemieckiej kadry. Lekceważysz Go.
-Lea. Lea. Leaaa!
Twój krzyk roznosi się głucho wokół. Zamykasz powieki, widząc dziewczynę na ich wewnętrznej części.
-Walcz ! Andreas, walcz !
Słyszysz Jej głos , odbijający się w twojej głowie. Uśmiechasz się krzywo, kręcąc głową.
-Chcę być z Tobą.! Tęsknię. Nie potrafię radzić sobie z twoim brakiem, nie potrafisz tego zrozumieć?
Pytasz głucho, stając nagle z Nią twarzą w twarz. Czujesz się dziwnie. Oglądasz się nerwowo wokół siebie, nie potrafiąc znieść rażącej bieli.
-Masz Sophie. Pamiętasz, obiecałeś Mi coś, że będziesz walczył o Jej szczęście, nie możesz pozwolić na to, aby nasz dwóję odwiedzała na cmentarzu!
Rzuca ostro, wbijając wskazujący palec w twoje ciało.
-Kocham Cię , Lea. To też jest ważne. Moje serce umarło z chwilą twojej śmierci.
-Nie mów tak.
Spogląda na Ciebie, a Ty nagle tracisz równowagę. Wszystko wokół znika i pojawia się ciemność.
-Walcz , Andreas. Jeśli nie dla skoków czy rodziny, to zrób to dla Sophie. Dla Mnie. Walcz kochanie!
Otwierasz mozolnie powieki, dostrzegając , że znajdujesz się w szpitalu.  Z trudem przełykasz ślinę. Po chwili dołączają do Ciebie rodzicie, siostry i lekarz, który wypytuje o stan twojego samopoczucia. Fizycznie jak na taki upadek czujesz się bardzo dobrze, a z psychiką jest już inna rozmowa. 

~*~


Igrzyska Olimpijskie w Pyeongchang.

Z wyczekiwaniem oczekujesz na swój drugi skok. Na to, aż chorągiewka w narodowych barwach skieruje się w dół. Czekasz tylko na ten jeden znak. Gest, który pozwoli Ci walczyć o złoty medal Igrzysk Olimpijskich .
Na szczycie pozostałeś Sam. Nie wliczasz do swojego towarzystwa serwismenów i członków Jury. Bierzesz głęboki oddech, czym delikatna mgiełka otula twoje wargi. Zielone światełko i zdecydowany gest trenera. Możesz ruszać! Poruszasz nartami w torach, odbijając się od belki. Układasz się w idealnej pozycji najazdowej,  wybijając się po chwili z progu. Układasz swoje ciało w powietrzu, czekając aż twoje ciało uderzy w ziemię. Z tą chwilą twoje lewe kolano zgina się delikatnie, układając w idealny telemark. Po upadku w Kussamo nie miałeś zbyt wielu startów. Możesz pokusić się, że aż o połowę mniej niż pozostali , twoi rywale, ale nawet to nie pozwoli Ci odebrać marzeń o złocie i tryumfie na koreańskiej ziemi.
Gdy dostrzegasz długość swojego skoku, zaciskasz dłonie w geście zwycięstwa i radości. Uśmiechasz się, rozpinając swoje narty. Podnosisz je, ocierając z zaległego na nich śniegu. Wzrokiem wodzisz wokół siebie, oczekując na ostateczną notę.
-Jessst!
Krzyczysz, gdy na telebimie wyświetla się szczęśliwa jedynka. Podbiegasz do swoich rodziców, z których ramiona odbierasz córeczkę. Całujesz Ją w policzek, przyjmując gratulacje od swojej rodziny i pozostałych zawodników .Przebierasz się, co jakiś czas z dumą spoglądając na bawiącą się twoim kaskiem, Sophie. Uśmiechasz się do Niej. To już cztery lata. Cztery długie lata od Jej narodzin i śmierci Lei. Z czasem coraz lepiej radzisz sobie z Jej brakiem, ale jednak wciąż nie potrafisz całkowicie się z tym pogodzić.
Zabierasz dziewczynkę na ręce, kierując się w stronę podium, na którym już za chwilę będziesz nagradzany. Podrygujesz Nią delikatnie, czym wzbudzasz rozbawienie na Jej twarzyczce.
Spiker rozpoczyna , krótki wstęp do twojej osoby. Uśmiechasz się , po chwili biegnąc w stronę najwyższego stopnia podium. Stajesz na nim, stawiając Sophie na nogach. Uśmiechasz się, machając dłonią w kierunku zebranych przy skoczni kibiców. Gratulujesz swoim rywalom. Z uśmiechem i zamyśleniem wpatrujesz w najcenniejszy kruszec, który spoczywa na srebrnej paterze. Nachylasz się delikatnie, czując jak spoczywa na twojej klatce piersiowej. Zabierasz go do rąk, całując.
‘To dla Ciebie, Lea!’ Uśmiechasz się blado, ściągając z głowy czapkę. Z duma śpiewasz niemiecki hymn, przymykając powieki. To jest i był twój dzień !





KONIEC


Od autorki:
A więc koniec. Już ostatecznie żegnamy się z Andreasem , Leę oraz Sophie. To opowiadanie było bardzo trudne, ale czuje, że dałam rade sprostać tej tematyce. Smutne zakończenie tak jak jego całość, było przeplatane również chwilami radości. :)
Dziękuje za Wasza obecność. Za każdą chwilę , którą poświęciliście dla przeczytania i skomentowania każdego rozdziału. Dzisiaj Mam prośbę do tych, którzy nigdy nie komentowali, proszę o nawet pozostawienie króciutkiej informacji ! :)
DZIĘKUJĘ JESZCZE RAZ ZA WSZYSTKO !!!

Mówię do zobaczenia !
Na Stefanie ->KLIK<
Oraz czymś nowym ->KLIK<

czwartek, 29 stycznia 2015

Szesnasty : Nie zostawiaj Nas samych.


Syczysz cicho, przewracając się na drugi bok. Jak na złość białaczka znów dała o sobie znać, ale nie rezygnujesz. Masz dla kogo walczyć. Uśmiechasz się do pokaźnego brzuszka, gładząc go dłonią. Siódmy  miesiąc. Uśmiechasz się przez łzy, układając na plecach. Wiesz, że nie możesz zażyć żadnych leków, ponieważ one mógłby zabić twoje dziecko. Jęczysz cicho, zagryzając w zębach skrawek poduszki. Drżącą dłonią sięgasz po szklankę, która bezwładnie wysuwa się z twoich rąk. Zamglonym wzrokiem wodzisz po tłoczącym się szkle.
-Pomogę.
Słyszysz  ciepły, kobiecy głos. Z niedowierzaniem obserwujesz lekarkę, która zbiera odłamki szkła, opuszczając Cię na moment, wracając po krótkim czasie z szklanką napełnioną wodą.
-Dziękuję.
Wychrypujesz cicho, zachłannie pochłaniając jej zawartość. Kobieta swoją dłonią gładzi twoją głowę. Uśmiechasz się blado, oddając Jej puste naczynie.
-Jak się czujesz?
Pyta po chwili. Uśmiechasz się gorzko, dłonią chwytając dolną partię swoich pleców. Ocierasz jej nerwowo, wierząc, że to w jakimś stopniu zniweluje twój ból.
-Bywało gorzej.
Odpowiadasz krótko, układając obolałą głowę na miękką poduszkę. Wtulasz w nią swoją twarz.
-Jeszcze tylko jakiś czas. Dasz radę, Leo. Musisz.
Przytakujesz bezwładnie głową, po chwili zostając już samej. Andreas wyjechał na zgrupowanie. Wiesz, że twoja rodzicielka przebywaniem całodobowym przy Tobie niszy także swoje zdrowie. Wzdychasz ciężko, zaciskając powieki. Pragniesz, aby to wszystko skończyło się jak najszybciej.

~*~

-Oddychaj głęboko!
Spoglądasz bezsilnie na kobietę, a z twojego gardła wydobywa się kolejna partia krzyku. Nie dajesz już rady. Z każdą kolejną chwilą, stracisz coraz więcej sił. Pot strużkami spływa po twojej twarzy, mieszając się ze słonymi łzami.
-Przyj Lea!
Przytakujesz bezwładnie głową, zaciskając szczelnie swoje dłonie.
Płacz. Głośny krzyk twojego dziecka. Uśmiechasz się blado.
-Masz zdrową i piękną córeczkę, Leo!
Kobieta zwraca się z uczuciem w twoim kierunku, pokazując Ci twoją córeczkę. Uśmiechasz się blado, czując jak coraz mocniej tracisz kontakt z rzeczywistością. Zaczynasz się bać.
-Lea! Lea , słyszysz Mnie?
Kręcisz bezwładnie głową, a powieki same się zamykają.

~*~

Nerwowo poruszasz się po szpitalnym korytarzu, z wyczekiwaniem wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła twoja ukochana. Martwisz się o Nią. O wasze dziecko. Nagle na samym końcu dostrzegasz znajoma postać lekarki. Podąża w twoim kierunku, ale Ty nie oczekujesz na to, aż się przy Tobie znajdzie. Biegniesz ile sił w Jej kierunku, zarzucając już na wstępie serią nurtujących Cię pytań.
-Co z Leą?
Pytasz cicho, a twój głos zdaje się drżeć ze strachu. Kobieta spuszcza wzrok.
-Lea jest w ciężkim stanie. Doszło do komplikacji. Poród zbyt mocno Ją wykończył.
Mówi , na co Ty wsłuchujesz się w Jej słowa, jakby były wypowiadane zza masywnej ściany. Kręcisz głową, uśmiechając się blado przez łzy.
-To nie możliwe. Ona wyjedzie z tego, musi wyjść, prawda?!
Rzucasz z zapytaniem na co kobieta podnosi swoje spojrzenie.
-Zrobię wszystko, aby tak się stało. Na razie musimy czekać. Proszę zająć się na ten czas córeczką, która powinna już jutro opuścić szpital. Przepraszam, ale muszę wracać do pracy.
Wymija Cię. Niemo wpatrujesz się przed siebie. Nie potrafisz uwierzyć w Jej słowa. Nie raz bałeś się stracić Leę. Nie raz już miało do tego dojść, ale zawsze wspólnie wychodziliście z każdej sytuacji. Teraz wierzysz naiwnie, że znów tak będzie. Musi.

~*~

Następnego dnia wracasz do szpitala. Musisz zabrać swoja córeczkę. Oczko w twojej głowie, jednak zanim to zrobisz wstępujesz do Lei. Ze łzami obserwujesz Jej bezwładnie ciało, spoczywające na szpitalnym łóżku. Poprawiasz na ramionach ubranie ochronne, zajmując miejsce na krześle. Zabierasz Jej dłoń, składając na niej łagodne pocałunki. Zaszklonym wzrokiem wodzisz po pikającej aparaturze. Po Jej twarzy, na której gości blady uśmiech.
-Mała jest taka śliczna. Zdrowa, Ty nie możesz być od Niej gorszą.
Szepczesz drżącym głosem, przytulając Jej chłodną dłoń do policzka. Nie masz sił na przygotowywanie się do kolejnych konkursów. Dla Ciebie liczy się rodzina, która staje pod znakiem zapytania. Którąmożesz stracić.
Nagle coś zaczyna się dziać. Słyszysz ciche pokaszliwanie. Podnosisz oparzony głowę, spoglądając na twarz Lei. Uśmiechasz się do Niej, całując w czubek głowy.
-Skarbie.
Szepczesz, na co Ona uśmiecha się blado. Jednak po chwili po Jej policzku spływa pojedyncza łza. Ścierasz ją pośpiesznie.
-Andreas, proszę zaopiekuj się naszą córeczką. Obiecaj, że zawsze przy Niej będziesz. Nie dopuść, żeby kiedykolwiek coś się Jej stało. Będę nad Wami czuwać, obiecuje.
Bełkocze cicho, na co Ty kręcisz głową.
-Nie mów tak, rozumiesz? Oboje przy Niej będziemy. Oboje będziemy walczyć o Jej szczęście!
Mówisz podniesionym głosem. Dziewczyna kręci głową, ściągając z swoje twarzy maskę tlenową.
-Proszę tylko o to…
Równomierne pikanie. Wzrokiem nerwowo wodzisz po aparaturze, która jakby nagle oszalała. Krzyczysz, ale jakby nikt Cię nie słuchał. Potrząsasz delikatnie ramieniem Lei.
-Nie zostawiaj Mnie. Słyszysz? Nie zostawiaj Mnie samego!
Krzyczysz przeraźliwie, opadając na Jej ciało. Zaciskasz je w uścisku.
Nagle wokół Ciebie znajdują się lekarze. Odsuwasz się na bok, ze łzami obserwują całe zamieszanie, ale Lea jakby zdawała się obojętna na jaką kolwiek walkę. Jej powieki już na zawsze się zamknęły, a serce zakończyło na wieki swoją pracę. Widzisz jak lekarze nerwowo między sobą rozmawiają. Obserwujesz Ich pustym spojrzeniem, kręcąc głową. Zaciskasz dłoń w pięść, uderzając nią o ścianę.
Słyszysz za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Odwracasz się bezwładnie, a Kobieta zmierza w powolnie w twoim kierunku. Lekceważysz Ją, ponieważ dla Ciebie liczy się tylko zastały za wielką szybą widok. Lea. Twoja ukochana, której ciało zasłania bezwładnie szpitalne prześcieradło. Mrużysz oczy, wbiegając pośpiesznie do sali. Upadasz bezwładnie na Je ciało, z całych sił je do siebie przytulając.
-Proszę wróć!
Szepczesz bezgłośnie przez łzy. Krzyczysz , ale nawet to Ci nie pomaga.
-Lea , wróć! Nie zostawiaj Nas samych.
Upadasz na chłodną ziemię. Łkasz cicho, okazując całą swoja słabość. Nie potrafisz się z tym pogodzić. Miała walczyć. Miała żyć dla waszej córeczko, a teraz tak po prostu Was zostawiła. Odeszła na zawsze.
-Robiliśmy wszystko co w naszej mocy…
Sznurujesz wargi, zaszklonym wzrokiem wpatrując się przed siebie. Kołyszesz się, podnosząc po chwili. Wybiegasz z szpitalnej sali. Nie patrzysz na przepełnione nienawiścią spojrzenia osób, które brutalnie wymijasz. Na zewnątrz chłodne powietrze otula twoje policzki. Spoglądasz bezsilnie w niebo, kręcąc głową. Pośpiesznie kierujesz się przed siebie.
Wbiegasz do swojego mieszkania, w którym znajdujesz się po krótkiej drodze. Zatrzaskujesz za sobą drzwi, zrzucając wszystko ze stołu. Dźwięk tłuczonego szkła echem roznosi się w twojej głowie, jak i pustym mieszkaniu. Upadasz bezwładnie  na ziemię, przeczesując dłonią włosy, w których zaciskasz dłonie w pięść. Nagły stukot obcasów wybawia Cię z amoku. Podnosisz się pośpiesznie, odbierając od kobiety Sophie. Całujesz córeczkę w czubek głowy.
-Dziękuje.
Bełkoczesz, zajmując miejsce na krześle. Po chwili zostajecie sami. Wpatrujesz się zaszklonym wzrokiem w małą kruszynkę, czując jak Jej malutkie dłonie zaciskają się wokół twojego palca. Uśmiechasz się przez łzy.
-Zostaliśmy sami.
Szepczesz cicho, całując Ją w czubek głowy. Twoje wari zastygają w miejscu, a Ty zaciskasz powieki, czując jak po policzku spływa pojedyncza łza.


Od autorki:
Czuje , że po jakieś części Was zawiodłam, ale już na starcie wiedziałam, że ta historia ma taka być. Smutna, przepełniona bólem , wywołująca łzy. Mimo wszystko mam nadzieje, że się Wam podoba. Jeszcze tylko Epilog!
Masakra to już dwa tygodnie od weekendu w Zako, a Ja się czuje jakby to wczoraj było ehh... Buziaki i do następnego, już ostatniego razu ;*

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Piętnasty : Możesz powtórzyć.?

Chłopak wpatruje się w Ciebie z otępieniem. Zagryzasz wargi, czując jak po policzku spływają Ci łzy. Kręcisz głową, nakładając na swoje nogi buty, a na ramiona zarzucając cieniutki sweterek. Przystajesz przy drzwiach, spoglądając przez swoje ramie.
-Kolejny raz mnie zawiodłeś, Andreas!
Zatrzaskujesz za sobą drzwi, zbiegając po schodach. Liczy się dla Ciebie zdrowie dziecka, ale pragniesz uciec stąd jak najdalej. Wybiegasz roztrzęsiona na ulicę, słysząc za sobą nawoływanie chłopaka.
-Lea, zaczekaj!
Pospiesznie kierujesz się w stronę centrum. Nie masz ochoty Go widzieć. Może twoja reakcja jest zbytnio wyolbrzymiona, jednak nie dopuszczasz takowego rozwiązania do siebie. Liczy się dla Ciebie ta cholerna chwila ciszy, która rozdzierała twoje serce.
-Lea, proszę porozmawiajmy.
Zatrzymuje Cię, odwracając w swoim kierunku. Spoglądasz na Niego z wyrzutem.
-Zaskoczyłaś Mnie.
Słyszysz Jego niepewny głos. Prychasz, czując jak po policzku spływa kolejna łza. Odsuwasz się , gdy chcę ją zetrzeć.
-Nie byłem na to gotowy, zrozum!
-Co Ty do Mnie mówisz? A sądzisz , że Ja byłam gotowa? Mam dwadzieścia lat. Przechodziłam już kilka razy nawrót choroby, ciąża nie była moim marzeniem, uwierz! Ale w porównaniu do Ciebie potrafię przyjąć to wszystko. Dziecko nie jest niczemu winne.
Rzucasz z urazą, spoglądając wprost w Jego oczy. Jesteś na Niego zła. Nie potrafisz zrozumieć wypowiedzianych przez Niego słów. Starasz się wczuć chociaż trochę w Jego sytuację, ale nawet to nie pozwala Ci zrozumieć Jego stanowiska. Wzdychasz ciężko, zajmując miejsce na pobliskiej ławeczce. Dłonie układasz na swoim brzuchu. Pokaźnym dość wypukleniu, który skrada pierwszy uśmiech każdego, twojego  dnia.
-Chcesz Mnie zostawić? Tak, samą?
Pytasz , spoglądając na Niego po dłuższej chwili czasu. Kręci głową.
-Nie chcę, ale to nie jest dla Mnie łatwe. Obiecuje, że zrobię wszystko by być dobrym ojcem i…i mężem!
Ostatnie słowo jeszcze mocniej Cię zaskakuje. Oddalasz się od Niego, wpatrując tępo w oczy.
-Możesz powtórzyć.?
-Chcę być dobrym ojcem i mężem!
Dodaje z dumą, biorą Cię na ręce. Okręca się z Tobą wokół własnej osi. Kręcisz ze śmiechem głową. A weś tu człowieku zrozum faceta, który jest gorszy od kobiety w ciąży! Całujesz Go w policzek. Kochasz tego wariata. Pragniesz z Nim stworzyć szczęśliwą rodzinę!


~*~

            -Lea.
            Uśmiechasz się w stronę mężczyzny, podnosząc równocześnie z plastikowego krzesełka.
-Dzień dobry.
Mówisz spokojnie, poprawiając na ramieniu torbę. Boisz się dzisiejszego dnia. Kontrolne badania.
-Zapraszam!
Mężczyzna uśmiecha się do Ciebie. Odwzajemniasz gest, z trudem przełykając ślinę. Przekraczasz próg gabinetu, a specyficzny zapach szpitala , wywołuje Cię o mdłości. Zajmujesz miejsce na krześle, spoglądając na poczynania lekarza. Zdenerwowana wodzisz po pomieszczeniu.
-A więc…wyniki nie są najgorsze, ale niepokoi mnie jedna kwestia, dlatego musimy je powtórzyć.
Przytakujesz bezwładnie głową. W sobie zbierasz się na to, aby poinformować lekarza o dziecku. O tym, że pragniesz Je urodzić.
-Panie doktorze…
Zaczynasz niepewnie, spoglądając na mężczyznę.
-Słucham?
Przełykasz z trudem ślinę.
-Ja…jestem w ciąży.
Szepczesz, spuszczając głowę. Mężczyzna wzdycha, a do twoich uszu dociera również dźwięk rozrywanych kartek.
-Wiem. Wyniki badań nigdy nie kłamią, jednak…nie mam dla Ciebie dobrych wiadomości. Jeśli moje obawy się potwierdzą, nie donosisz ciąży.
Spoglądasz na Niego z zaskoczeniem i łagodnie rozchylonymi wargami, zamykasz je pośpiesznie, sznurując. Kręcisz głową, podnosząc się z miejsca.
-Pan ma zrobić wszystko, abym mogła je urodzić!
Rzucasz nerwowo, zaciskając swoje dłonie wokół brzucha. Łzy bezwładnie spływają po twoich policzkach.
-Jeśli moje obawy się potwierdzą, nie będziesz miała szans na narodziny dziecka!
Kręcisz głową, kierując się do wyjścia. Nagle w sali pojawia się druga z lekarek. Uśmiechasz się blado w Jej kierunku, powracając wzrokiem na mężczyznę.
-Jeśli tak…oczekuję zmiany lekarza. Natychmiast! 
Jesteś pewna. Od jakiegoś czasu już sama podejmujesz za siebie decyzje. Dzisiaj również w imię waszego dziecka. Przełykasz z trudem ślinę.
-Pani Fischer, proszę przetłumaczyć pacjentce, że ciąża w trakcie , gdy jest zagrożenie nawrotem białaczki, jest czymś niemożliwym!
Mężczyzna nerwowo spogląda na swoją koleżankę po fachu. Kobieta jednak nie daje Mu takiej odpowiedzi, jakiej oczekiwał.
-Nic nie jest niemożliwe. Sądzę, że pacjentka może urodzić dziecko. Nie będzie to proste, ale również nie niemożliwe!
Uśmiechasz się łagodnie w Jej stronę. Kobieta odwzajemnia twój gest, gładząc dłonią po ramieniu.
-Dobrze się Pani czuje?
Pyta nagle, na co Ty kręcisz przecząco głową. Od jakiegoś czasu odczuwasz mocne fale gorąca i to, jakby grunt osuwał Ci się spod nóg.
-Dlaczego jest tutaj tak gorąco?
Pytasz głucho, po woli osuwając się w ramionach kobiety. Później przed oczami masz już tylko ciemność.


~*~

-Lea.
Słyszysz ciepły głos Andreasa. Powolnie starasz się otworzyć ociężałe powieki. Uśmiechasz się blado, zaciskając dłoń chłopaka.
-Skarbie…
Gładzi twój policzek, całując w czubek głowy. Z trudem poruszasz się na szpitalnym łóżku. Krzywisz się na nagłą falę pulsującego bólu. Oddychasz ciężko, dłońmi gładząc ciążowy brzuszek.
-Pani Leo, nie wiem za bardzo co mam robić, w karcie nie ma zapisanego lekarza prowadzącego.
Jedna z pielęgniarek wybudza Cię z zamyślenia. Wodzisz po pomieszczeniu z uśmiechem spoglądając na kobietę.
-Pani Fischer. Od dzisiaj to Ona zostaje moim lekarzem prowadzącym.
Mówisz z uśmiechem, na co Kobieta odwzajemnia gest, odbierając od zdezorientowanej pielęgniarki  kartę zdrowia. Chwilę rozmawiają na temat zaleceń wobec Ciebie.
-Zaczynamy walkę, Pani Leo.!
Uśmiechasz się serdecznie, przytakując głową.


Od autorki:
Rozdział bardzo na tak ! Mam nadzieje, że macie co do niego podobne uczucia :)
Opowiadanie jest już zakończone. Czas teraz tylko na publikację końcówki :(
Zdążyłam się już przyzwyczaić do Andreasa , Lei. Nie wiem, ale każde rozstanie z opowiadaniem, tak dziwienie wiele Mnie kosztuje. Niestety wszystko ma swój koniec, a może raczej czas :) 
Kto tak jak Ja nie mógł spać wczorajszej nocy? ^^

Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego ;*

piątek, 23 stycznia 2015

Czternasty : Musimy porozmawiać.

  
Kilka dni mija bardzo szybko. Nie dostrzegasz gdy rozpoczyna się kolejny miesiąc. Maj. Czas dość bliski twojemu sercu. Uśmiechasz się łagodnie do wschodzącego słońca, kątem oka dostrzegając za sobą śpiącą sylwetkę twojego chłopaka. Wzrokiem wodzisz po Jego topiącej się w pół mroku twarzy. Beztroskim uśmiechu goszczącym na Jego wargach. Kochasz każdy Jego milimetr. Zagryzasz dolną wargę, opierając się o chłodną ścianę. Od jakiegoś czasu nie czujesz się najlepiej. Nie robisz badań. Zbyt mocno obawiasz się, że to kolejny nawrót choroby. Wolisz  żyć w niewiedzy. Pełną garścią cieszyć się chwilą,  spędzoną z twoim chłopakiem i bliskimi.
Wzdychasz ciężko, z  trudem przełykając ślinę. W gardle czujesz narastającą przeszkodę, która uniemożliwia Ci nawet wzięcie głębokiego oddechu. Zagryzasz wargę, modląc się w duchu o chociaż jedną , spokojną chwilę spędzona w sypialni. Ostatni Mi czasy coraz więcej czasu spędzasz w łazience. Nawet chwili wytchnienia wśród morderczych dwudziestu czterech godzin. Wzdychasz z trudem , przymykając ociężałe powieki. Kolana podciągasz pod samą brodę, układając na nich swój policzek. Płytki oddech wydobywa się z łagodnie rozchylonych, spierzchniętych od jego ciepła, warg. Ocierasz je językiem, czując chwilowy chód.
-Lea.?
Słyszysz cichy, zaspany głos Andreasa. Zeskakujesz powolnie z parapetu, z uśmiech kierując się w stronę łóżka. Przysiadasz na jego rogu, gładząc chłopaka po policzku. Starasz się Go uspokoić tak, aby wciąż trwał w ramionach Morfeusza. Uśmiechasz się do siebie, gdy wokół Ciebie roznosi się dźwięk Jego, równomiernego oddechu. Nachylasz się nad czubkiem Jego głowy, składając przelotny pocałunek. Opuszkiem palców gładzisz Jego ciemne włosy, niemo wpatrując się w wyraz Jego twarzy. Uśmiechasz się przez łzy, które nagle napłynęły do twoich oczu. Przechylasz łagodnie głowę, sznurując wargi. Starasz się nie rozkleić, ale jednak to wszystko jest silniejsze. Podnosisz się z łóżka, opuszczając z sypialnię. Suniesz bezwładnie po mieszkaniu, rozmyślając nad własnym życiem. Nad chwilami, które są tymi, z pozoru najpiękniejszymi. Pozornie, ponieważ zawsze wydarzy się coś, co zniszczy każdą z nich.
Znów to uczucie. Jakby wczorajsza kolacja zapragnęła głupiej wycieczki po twoim układzie pokarmowym. Zakrywasz dłonią usta, biegnąc ile sił w stronę łazienki. Otwierasz drzwi, opadając przy ubikacji. Ciężko oddychasz. Nienawidzisz tego. Krzywisz się, oddalając. Chłodną wodą ocierasz wargi, obserwując spod wilgnych końcówek włosów, swoje odbicie w lustrze. Uśmiechasz się krzywo do niego, po chwili opierając się plecami o umywalkę. Ciężko oddychasz. Nie masz już sił. Osuwasz się bezwładnie na chłodną podłogę. Przeczesujesz dłonią włosy, skrywając między ramionami swoją twarz. Sama nie wiesz, kiedy zasypiasz. Znużenie snem było zbyt silne, abyś go przezwyciężyła.

~*~

-Może Ty w ciąży jesteś?
Zaszokowana oddalasz od swoich warg , parujący kubek z kawą. Zakrztuszasz się jej zawartością, która rozgrzewała twoje podniebienie. Sophie jednak nie żartuje. Przygląda Ci się uważnie, na co Ty kręcisz przecząco głową.
-To nie możliwe. Nie prawda! Nie może tak być!
Zaprzeczasz chociaż, całkowitej pewności nie masz. Obstawiasz najgorszy scenariusz, nie dostrzegając czegoś tak błahego. Krzywisz się, oddalając kubek na bok.
-Puki tego nie sprawdzisz, nie możesz mieć pewności.
Rzuca w twoim kierunku, ale Ty już Jej nie słyszysz. Myślami wodzisz między własnymi uczuciami, tłumiącymi się w Tobie.
Wzdychasz ciężko.

~*~

-Lea, kochanie długo jeszcze?
Słyszysz krzyk przyjaciółki, ale w obecnej chwili jakby brzmiał gdzieś zza masywnej ściany. Kręcisz głową, czując jak po policzku spływają słone łzy. Odrzucasz plastikowy przedmiocik do umywalki, wsłuchując się w jego tępy dźwięk. Oddychasz ciężko, opierając swoje drżące dłonie po przeciwległych stronach umywalki.
-To niemożliwe!
Szepczesz cicho, osuwając się na ziemię. Tępo wpatrujesz się przed siebie, lekceważą nawoływania ze strony przyjaciółki. Przełykasz z trudem ślinę, podnosząc się z miejsca. Drżącą dłonią, przekręcasz zamek w drzwiach. Przystajesz przy przyjaciółce , niemo się w Nią wpatrując. Nie potrafisz wydusić z siebie słowa. Po prostu rzucasz się w Jej ramiona, cicho łkając.

~*~

Siedzisz naprzeciw Andreasa. Widzisz Jego radość na wargach, gdy może w spokoju spędzić chwilę z Tobą i ze swoimi bliskimi. Nerwowo naciągasz materiał swojej bluzki, starając się ukryć łagodnie zaokrąglający się brzuch. Uśmiechasz się łagodnie. Sama już przyzwyczaiłaś się do zaistniałej sytuacji. Do zmiany, która pojawiła się w twoim życiu. Podnosisz wzrok na Andreasa. W myślach układasz idealne słowa. Musisz Mu już dzisiaj powiedzieć wszystko. Wierzysz, że dwadzieścia lat na koncie do czegoś zobowiązuje i nie zostawi Cię samej w takiej sytuacji.
Po godzinnej kolacji u Jego rodziców, wracacie do wspólnego mieszkania. Tępym wzrokiem wodzisz po krajobrazie, roztaczającym się za oknem. Kiedy stajecie przed budynkiem, twoje serce zaczyna bić coraz szybciej. Wiesz, że ta chwila zbliża się nieubłaganie. Przełykasz z trudem ślinę, opuszczając samochód. Wciągasz do płuc  rześkie powietrze, nawinie wierząc, że ono w czym kolwiek Ci pomoże.
Podążasz tuż za Andreasem. Każdy twój krok jest niepewny. Odkładasz swoją torebkę na drewnianą komodę, zsuwając z obolałych stóp, buty.
-Andreas…
Zaczynasz słabym głosem. Chłopak spogląda na Ciebie z uczuciem, skracając dzielący Was dystans.
-Stało się coś?
Pyta , na co Ty przytakujesz nieśmiało głową.
-Musimy porozmawiać…
Zaczynasz pewnie, powolnie podnosząc swój wzrok. Wbijasz zaszklone spojrzenie w Jego tęczówkach, nerwowo wychrypując.
-Ja-Ja jestem w ciąży.


Od autorki:
No więc nowy rozdział. Nie powiem, ale muszę, coraz prędzej zbliżamy się do końca tego opowiadania. Niestety. Pozostało kilka rozdziałów i Epilog, który jest już napisany. Popłakałam się przy pisaniu końcówki. Naprawdę. Nie sądziłam, że to wszystko może tak człowieka wkręcić. Teraz zaczyna się czas Nad życie kochane !
Buziaki i lecę nadrabiać zaległości u Was :) 

wtorek, 20 stycznia 2015

Trzynasty : Kocham Cię.

-Li-libst du mich, sei ehrlich , verlass mich nicht. Erin-erin dich.
Z uśmiechem spoglądasz na śpiewającego Andreasa. Kręcisz bezwładnie głową, bawiąc się rureczką od soku. Chłopak po raz kolejny starał się odszukać Cię pośród tłumu, który dzisiejszego dnia bawił się w jednym z niemieckich klubów. Nie potrafiłaś skryć swojej radości z dzisiejszego wieczoru. Z obecności Andreasa. Z Jego miłości. Jesteś szczęśliwa. Wreszcie w pełni!
-Zatańczymy , Skarbie?
Drżysz łagodnie, czując ciepły oddech Niemca na swoim karku. Ciepłe wargi, które muskają płatek twojego ucha. Zachrypnięty głos, który wspomaga twoje serce w cięższej walce.
Przytakujesz głowa, łapiąc chłopaka za wystawioną w twoim kierunku dłoń. Spokojnie podnosisz się z krzesła, kierując tuż za chłopakiem w kierunku parkietu. Uśmiechasz się w Jego stronę, układając swój policzek na Jego ramieniu, splatając wasze ręce w jedność. Zamglonym wzrokiem obserwujesz wasze dłonie. Opuszkiem palców, gładzisz gładką skórę chłopaka.
-Kocham Cię.
Słyszysz Jego zachrypnięty głos. Uśmiechasz się ciepło, całując Go w kąciki warg. Spoglądasz prosto w Jego tęczówki, wszeptując te same słowa między pocałunkami, którymi zaczął Cię obdarowywać.
-Szkoda, że musieliśmy tak wiele przejść, by to wszystko docenić.
Szepcze, na co Ty przytakujesz bezwładnie głową. Na samym początku strach, nawrót choroby i historia z Marinusem. Do dzisiaj masz wyrzuty sumienia z Jego powodu. Był dla Ciebie ważny, wciąż jest. Mimo wszystko.
            -Teraz już wszystko będzie dobrze. Musi.
            Marszczysz brwi, opuszkami palców, ocierając drżące skronie. Czujesz nieprzyjemny ból, który falowo przebija się po twojej głowie.
            -Możemy już iść? Mam dość tego hałasu!
            Andreas zgadza się natychmiastowo, opuszczając budynek z Tobą w ramionach. Uśmiechasz się, delektując chłodem nocnego powietrza. Nagle czujesz na policzku coś wilgnego. Deszcz. Spoglądasz wzrokiem w niebo, z którego już po chwili spływa rzęsisty deszcz. Chłopak chwyta twoją dłoń, biegnąc w tylko sobie znajomym kierunku. Słyszysz Jego beztroski śmiech, który odbija się pomiędzy mijanym przez Was budynkami.
-Wariat.
Rzucasz, kręcąc głowa, a wilgne końcówki twoich włosów ocierają się o chłodne policzki. Ubranie niemal już w pełni przyległo do twojego rozgrzanego ciała, całkowicie niwelując z czasem jego żar. Nagle Andreas zatrzymuje się pod jednym z budynków. Z zaciekawieniem obserwuje jego konstrukcję i otaczając rzeczywistość.
-Gdzie My jesteśmy?
Pytasz cicho, czując piekący ból w gardle. Z trudem przełykasz ślinę, przytulając się coraz mocniej do piersi chłopaka. Marszczysz brwi, czując jak mocno czegoś poszukuje.
-Jest!
Mówi , kierując się w stronę drzwi. Z zaskoczeniem się Mu przyglądasz.
-Jesteśmy w moim mieszkaniu. Przebierzesz się, napijemy czegoś ciepłego i odwiozę Cię do domu, dobrze?
Pyta, na co Ty odpowiadasz cichym dobrze. Andreas z czułością, otula Cię ramieniem, kierując się przed siebie. W milczeniu przemierzacie każdy centymetr posesji. Nie masz ochoty na rozmowę. Czujesz już lekkie zmęczenie dzisiejszym dniem.
-Zapraszam w moje skromne progi.
Słyszysz roześmiany głos Wellingera. Uśmiechasz się blado, przekraczając próg mieszkania. Nawet nie dostrzegłaś tego, że chłopak się od Ciebie oddalił. Zaciskasz swoje dłonie wokół ramion, obserwując gustownie urządzone mieszkanie.  
-Rozgość się, a Ja poszukam czegoś dla Ciebie na przebranie i zrobię coś ciepłego do picia.
-Dobrze.
Mówisz już sama do siebie. Wzrokiem powracasz do mieszkania, poruszając się po niewielkim, przestronnym salonie. Z uśmiechem obserwujesz fotografie w ramkach, ulokowane na drewnianych meblach. Widok małego Andreasa wywołał przyjemne ciepło na twoim sercu.
-Pamiętam tę chwilę.
Słyszysz z sobą roześmiany głos twojego ukochanego. Drżysz, odwracając się na pięcie. Z uśmiechem dobijasz do ciała szatyna, podnosząc spojrzenie na Jego twarz. Dłoń układasz na Jego policzku, wzrok wbijając  w Jego tęczówki. Te iskierki które płonęły w błękicie Jego oczu. Czujesz Jego wargi na czubku swojej głowy. Przymykasz powieki, czując jak Jego usta wodzą po twojej twarzy. Po skroniach, policzku, aż wkońcu docierają do spragnionych ich ciepła warg. Uśmiechasz się, splatając swoje dłonie wokół Jego karku. Odwzajemniasz każdą pieszczotę. Potrzebujesz tego. Tego było Ci brak najbardziej podczas sezonu. Podczas roku spędzonego z daleka od Niego.
-Kocham Cię.
Szepczesz, czując jak dłoń Andreasa sunie po twoich plecach, odpinając równocześnie zamek twojej sukienki. Zagryzasz wargę, spoglądając przez swoje ramię. Nie zatrzymujesz Go. Wiesz, że sama tego chcesz. Po wolnie rozpinasz każde z guziczków Jego koszuli, bezwładnie zsuwając ją z ramion chłopaka. Po woli podążacie w kierunku sypialni, gdy Andreas zsuwa z twojego ciała czarną sukienkę. Uśmiechasz się, czując łagodny chłód na twoim ciele. Śmiejesz się cicho z poczynań twojego chłopaka. Od zawsze wiedziałaś , że nalży do osób niecierpliwych. Zabiera Cię na ręce, wciąż obdarowywujące pocałunkami. Otwiera drzwi, układając Cię delikatnie na miękkiej pościeli. Czujesz się jak księżniczka. Każde z Jego dotyków, pocałunków jest takie delikatne, jakby bał się, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Uśmiechasz się, czując przyjemne ciepło na swoim obojczyku, piersiach i brzuchu. Drżysz, powolnie rozpinając zamek Jego spodni. Śmiejesz się sama do siebie ze swojej nieudolności, jednak chłopak stara Ci się pomóc. Odrzucasz Jego spodnie na bok i wspólnie pozostajecie jedynie w samej bieliźnie. Wstydzisz się trochę oznak po swojej chorobie. Bladych smug malujących się na dolnej części twoich pleców. Jednak wiesz, że tego nie pozbędziesz się już nigdy.  Czujesz Jak Andreas siłuje się z zapięciem twojego stanika. Uśmiechasz się delikatnie, a gdy tylko górna część twojej garderoby ląduje gdzieś w kącie pokoju, drżysz, przybliżając się coraz mocniej do ciała chłopaka. Nigdy tego nie robiłaś. Jednak nigdy nie byłaś na to gotowa tak, jak dzisiaj.
-Jeśli nie chcesz…Ja zrozumiem.
Spie tuż nad twoim uchem. Kręcisz głową.
-Niczego nie pragnę bardziej.
Szepczesz cicho, a chłopaka pomaga Ci się pozbyć reszty garderoby. Po chwili jesteście już całkowicie nadzy, ale żadne z Was nie przykuwa do tego większej uwagi. Liczy się dla Was tylko ta bliskość. Więź , która naradza się między Wami. Widzisz uśmiech na wargach chłopaka. Zaciskasz oczy, a On tylko pogłębia pieszczotę, tłumiąc tym samym całkowicie twój jęk i krzyk bólu. Wchodzi w Ciebie delikatnie. Wie, jak mocno odczuwasz każdy Jego ruch, jednak później, czujesz już tylko rozkosz.


Od autorki:
Ten rozdział pisany na wciąż tłumiących się we Mnie emocjach po niedzielnym konkursie w Zakopanym. Powiem Wam , że to co pokazuje TV to nawet w 1 procencie nie odzwierciedla tego, co dzieje się tak naprawdę. Polecam każdemu wybranie się na skoki , bo tam dzieje się po prostu MAGIA.  Kibice tworzą wspaniałą atmosferę, a spikerów to ja po prostu pokochałam (Ci , którzy byli, wiedzą dlaczego :D) A do tego do końca życia będę wspominać jedną sytuację. :D Nigdy nie spodziewałam się takiego spotkania z Peterem Prevcem :D Rozdział jak dla Mnie bardzo na Tak  :) 
Czekam na Waszą opinię i do napisania ;*

Zachęcam Was również do głosowania na moje opowiadanie, jako na opowiadanie roku. Jeśli wam się podoba to oddajcie na Niego swój głos, za który już teraz serdecznie dziękuję :)

Więcej informacji 

sobota, 10 stycznia 2015

Dwunasty : Czas zacząć Nasze życie na nowo.



Rok później

Znów tutaj jesteś. W miejscu, które przysporzyło Ci tak wielu problemów. Chwil smutku i łez. Podnosisz zamglone spojrzenie na skocznię, dostrzegając jej rysy , malujące się w porannej mgle. Nikt nie wie o twoim przyjeździe. Nikt. Nawet twoi rodzice. Starałaś się swój przyjazd utrzymać w tajemnicy, aż do dnia przylotu.
Błądzisz po terenie znajdującym się nieopodal skoczni. Wzrok wbijasz w asfaltową ziemię, starając się sobie wszystko poukładać. Co powiesz rodzicom, Marinusowi i Andreasowi. Boisz się spotkania z Nimi. Po tym roku nieobecności. Wzdychasz ciężko, wracając do hotelu. Do początku konkursu wciąż pozostaje jeszcze wiele czasu. Wiesz, że musisz go spożytkować idealnie. Los nie przebaczy Ci choćby chwilowego spóźnienia. Odbierasz swój klucz z recepcji, kierując się w stronę twojego pokoju. Pod drodze mijasz wiele par. Przyglądasz się Im uważnie, a do twoich oczy zaczynają napływać oczy. Zamglonym spojrzeniem wodzi po otaczającej Cię rzeczywistości. Boisz się tego co Cię czeka. Odrzucenia.
Zatrzaskujesz za sobą bezwładnie drzwi, kierując się w stronę niewielkiego stoliczka. Zajmujesz miejsce przy nim, ukrywając swoja twarz w dłoniach. Podczas pobytu w Monachium zdołałaś sobie wszystko przemyśleć. Kochałaś Ich obu, ale dopiero po rozłące zdałaś sobie sprawę, że Andreasa bardziej. Marinus był dla Ciebie jak brat. A Andreas? To Jego co dnia dostrzegałaś w tłumie, a uporczywie chciałaś Go w nim widzieć? Oblizujesz wargi, czując słony smak łez. Układasz swój policzek na rękach, zamykając powieki. Od jakiegoś czasu złe samopoczucie powróciło. Wtedy się nim nie przejmowałaś, a teraz? Teraz nagle zaczynało Ci to przeszkadzać, jednak zdajesz się tym mocno nie przejmować.
Punkt siedemnasta opuszczasz swój hotelowy pokój, kierując się w stronę skoczni. Starasz się wtopić w tłum kibiców, ukrywając swoją twarz w szaliku swojej reprezentacji. Uśmiechasz się do siebie. Kolejna z barier w twoim życiu jest przełamywana. Pojawiasz się na zawodach po brutalnym zakończeniu własnej kariery, nie czując już tego nieprzyjemnego dystansu , który dzielił Ciebie i wszystko co łączyło się ze skokami. Do konkursu wciąż pozostaje wiele czasu, ale Ty jednak już postanawiasz skierować się na skocznie. Wierzysz, że Andreas będzie chciał z Tobą porozmawiać.
Zaciągasz na swoje uszy coraz szczelniej czapkę, nerwowo rozglądając się wokół siebie. Nagle skręcasz w inną stronę, uśmiechając się w stronę znajomego ochroniarza. Wzrokiem dziękujesz Mu za wszystko, ale teraz czeka Cię chwila najtrudniejsza. Przystajesz przy domku Niemieckiej reprezentacji, biorąc kilka głębszych oddechów. Łzy spływają po twoich policzkach. Po chwili przywołujesz się do siebie, wspinając powolnie po kilu stopniach, układając swoją dłoń na klamce. Naciskasz na nią delikatnie, wciskając głowę między niewielką szparkę. Widzisz Go. Widzisz Andreasa, a twoje serce rozpoczyna coraz szybszą pracę. Uśmiechasz się blado, zamykając za sobą drzwi. Jak najciszej potrafisz, kierujesz się w Jego stronę. Dopiero po chwili dostrzegasz słuchawki na Jego uszach. Przystajesz za Nim. Licząc do dziesięciu, ściągasz je. Andreas jak oparzony podnosi się z miejsca, obserwują uważnie otaczającą Go rzeczywistość. Przystaje na Tobie. Uśmiechasz się przez łzy, wyciągając dłoń ze słuchawkami w Jego stronę.
-Lea…?
Szepcze cicho, przyglądając Ci się z niedowierzaniem. Układa swoją dłoń na twoim ramieniu, na co Ty uśmiechasz się w Jego stronę. Łzy lśnią w twoich oczach. Masz ochotę się do Niego przytulić. Poczuć zapach Jego perfum. Poczuć ciepło Jego ciała.
-Możemy porozmawiać..?
Wychrypujesz z trudem, stając twarzą w twarz z Andreasem. Chłopak przygląda Ci się z otępieniem, przytakując bezwładnie głową. Zajmujesz miejsce , czekając aż do Ciebie dołączy.
-To co wydarzyło się przed rokiem. Nie przerywaj Mi, proszę. Muszę Ci powiedzieć wszystko. Cała prawdę.
Dodajesz, gdy skoczek chcę Ci przerwać. Spuszczasz wzrok, biorąc głębszy oddech.
-To wszystko było dla Mnie trudne w tamtym czasie.  Ty, Mariunus.  Oboje byliście dla Mnie ważni. Z chwila pogubiłam się w własnych uczucia. Z jednej strony Ty , chłopak , którego kochałam, a z drugiej Marinus, który był przy Mnie zawsze gdy Go potrzebowałam. Nawet wtedy w szpitalu, gdyby nie On, mnie już prawdopodobnie by tutaj nie było.
Mówisz, ostatnie słowa wypowiadając jak najciszej. Dostrzegasz pytające spojrzenie chłopaka.
-Wtedy miałam te gorsze chwile. Po wylądowaniu w szpitalu, chciałam z sobą skończyć, wtedy wszedł On i uświadomił Mi, że nie powinnam. Że zbyt mocno zraniłabym tym swoich bliskich. Nie byliśmy wtedy parą. Sama bałam się zbliżyć do kogokolwiek. Bałam się Was zranić.
Wzdychasz ciężko, opierając się o oparcie fotela.
-Później zaczęliśmy ze sobą być. Czułam, że w pewien sposób zadaję ból Marinusowi, ale gdy tylko chciałam z Nim na ten temat rozmawiać, zbywał mnie , mówiąc , że wszystko jest w porządku. Nawinie Mu wierzyłam. A może po prostu bałam się usłyszeć z Jego ust prawdę. Nie wiem tego. Tamtego dnia. Poczułam, że muszę to zrobić. W jakiś sposób pokazać , że jest dla Mnie ważny. Nie planowałam tego, uwierz Mi Andreas. Później wyjechałam do Monachium. Musiałam odpocząć od tego wszystkiego. Wziąć głęboki oddech i przemyśleć swoje życie. Dzisiaj wróciłam, bo mam nadzieje, że po moim liście…, że Mi wybaczyłeś.
Milczysz, czekając na Jego reakcję. Przyglądasz się Mu uważnie. Dostrzegasz jak przykuca przy Tobie, otulając swoim dłońmi twoje policzki. Opierasz swój czubek głowy o Jego, przymykając powieki.
-Kiedy ochłonąłem i przeczytałem list , chciałem się z Tobą zobaczyć…,ale Ciebie już nie było. Dzwoniłem, ale nie odbierałaś. Ja…Ja Lea, wciąż Cię kocham. Mimo wszystko, a nawet dzięki tej rozłące mocniej.
Szepcze, wpijając się w twoje wargi. Uśmiechasz się, pogłębiając pieszczotę. Tęskniłaś za Nim. Za Jego zapachem. Za Jego ustami. Za całym Nim po prostu!


Jakiś czas później
-Gotowa?
Słyszysz za sobą głos Andreasa. Uśmiechasz się do lustra, w którym dostrzegasz malującą się sylwetkę chłopaka. Zabierasz swoją torebkę, przytakując głową.
-Moja śliczna.
Szepcze, całując Cię w policzek. Uśmiechasz się słodko, schodząc z Nim po woli po schodach. Zaciskasz swoją dłoń wokół Jego, uśmiechając się przelotnie. Z każdym kolejnym dniem jest miedzy Wami coraz lepiej . Jak po między zakochaną , parą ludzi. Wróciłaś również do szkoły. Ostatni rok, który spędzicie wspólnie. Wasza pierwsza wspólna impreza. Pierwsze pokazanie się publicznie, jako para. Uśmiechasz się do samej siebie, zarzucając na swoje ramiona kurtkę.
-Będę późno. Nie czekajcie na mnie.
Mówisz z uśmiechem, żegnając się ze swoim rodzicami. Całujesz Ich w policzek, opuszczając po chwili swój dom w objęciach bruneta. Uśmiechasz się w Jego stronę, gdy podbiega do taksówki, tylko po to żeby otworzyć Ci drzwi. Całujesz Go w policzek, zajmując miejsce na tylnym siedzeniu.
-Czas zacząć Nasze życie na nowo.
Szepcze do twojego ucha. Przytakujesz głową, błądząc spojrzeniem zza oknem samochodu.


Od autorki:
No więc to tak jakoś wyszło. Mam nadzieje, że Wam się podoba, dla Mnie jest w porządku ;)
Nie rozpisuje się, bo zaległości u Was czekają. Postaram się nadrobić wszystko. Dzisiaj Gala Sportu, oglądamy? Oczywiście, że tak. Kamil wygra! Czuję to! ;)
Z kim widzę się w Zakopanym? ;)
Pozdrawiam;*


Zapraszam również do Stefana i Ingrid na nowy rozdział. Jak szaleć to szaleć.! :)