Syczysz
cicho, przewracając się na drugi bok. Jak na złość białaczka znów dała o sobie
znać, ale nie rezygnujesz. Masz dla kogo walczyć. Uśmiechasz się do pokaźnego
brzuszka, gładząc go dłonią. Siódmy
miesiąc. Uśmiechasz się przez łzy, układając na plecach. Wiesz, że nie
możesz zażyć żadnych leków, ponieważ one mógłby zabić twoje dziecko. Jęczysz
cicho, zagryzając w zębach skrawek poduszki. Drżącą dłonią sięgasz po szklankę,
która bezwładnie wysuwa się z twoich rąk. Zamglonym wzrokiem wodzisz po
tłoczącym się szkle.
-Pomogę.
Słyszysz ciepły, kobiecy głos. Z niedowierzaniem
obserwujesz lekarkę, która zbiera odłamki szkła, opuszczając Cię na moment,
wracając po krótkim czasie z szklanką napełnioną wodą.
-Dziękuję.
Wychrypujesz
cicho, zachłannie pochłaniając jej zawartość. Kobieta swoją dłonią gładzi twoją
głowę. Uśmiechasz się blado, oddając Jej puste naczynie.
-Jak
się czujesz?
Pyta
po chwili. Uśmiechasz się gorzko, dłonią chwytając dolną partię swoich pleców.
Ocierasz jej nerwowo, wierząc, że to w jakimś stopniu zniweluje twój ból.
-Bywało
gorzej.
Odpowiadasz
krótko, układając obolałą głowę na miękką poduszkę. Wtulasz w nią swoją twarz.
-Jeszcze
tylko jakiś czas. Dasz radę, Leo. Musisz.
Przytakujesz
bezwładnie głową, po chwili zostając już samej. Andreas wyjechał na
zgrupowanie. Wiesz, że twoja rodzicielka przebywaniem całodobowym przy Tobie
niszy także swoje zdrowie. Wzdychasz ciężko, zaciskając powieki. Pragniesz, aby
to wszystko skończyło się jak najszybciej.
~*~
-Oddychaj
głęboko!
Spoglądasz
bezsilnie na kobietę, a z twojego gardła wydobywa się kolejna partia krzyku.
Nie dajesz już rady. Z każdą kolejną chwilą, stracisz coraz więcej sił. Pot
strużkami spływa po twojej twarzy, mieszając się ze słonymi łzami.
-Przyj
Lea!
Przytakujesz
bezwładnie głową, zaciskając szczelnie swoje dłonie.
Płacz.
Głośny krzyk twojego dziecka. Uśmiechasz się blado.
-Masz
zdrową i piękną córeczkę, Leo!
Kobieta
zwraca się z uczuciem w twoim kierunku, pokazując Ci twoją córeczkę. Uśmiechasz
się blado, czując jak coraz mocniej tracisz kontakt z rzeczywistością.
Zaczynasz się bać.
-Lea!
Lea , słyszysz Mnie?
Kręcisz
bezwładnie głową, a powieki same się zamykają.
~*~
Nerwowo
poruszasz się po szpitalnym korytarzu, z wyczekiwaniem wpatrując się w drzwi,
za którymi zniknęła twoja ukochana. Martwisz się o Nią. O wasze dziecko. Nagle
na samym końcu dostrzegasz znajoma postać lekarki. Podąża w twoim kierunku, ale
Ty nie oczekujesz na to, aż się przy Tobie znajdzie. Biegniesz ile sił w Jej
kierunku, zarzucając już na wstępie serią nurtujących Cię pytań.
-Co
z Leą?
Pytasz
cicho, a twój głos zdaje się drżeć ze strachu. Kobieta spuszcza wzrok.
-Lea
jest w ciężkim stanie. Doszło do komplikacji. Poród zbyt mocno Ją wykończył.
Mówi
, na co Ty wsłuchujesz się w Jej słowa, jakby były wypowiadane zza masywnej
ściany. Kręcisz głową, uśmiechając się blado przez łzy.
-To
nie możliwe. Ona wyjedzie z tego, musi wyjść, prawda?!
Rzucasz
z zapytaniem na co kobieta podnosi swoje spojrzenie.
-Zrobię
wszystko, aby tak się stało. Na razie musimy czekać. Proszę zająć się na ten
czas córeczką, która powinna już jutro opuścić szpital. Przepraszam, ale muszę
wracać do pracy.
Wymija
Cię. Niemo wpatrujesz się przed siebie. Nie potrafisz uwierzyć w Jej słowa. Nie
raz bałeś się stracić Leę. Nie raz już miało do tego dojść, ale zawsze wspólnie
wychodziliście z każdej sytuacji. Teraz wierzysz naiwnie, że znów tak będzie.
Musi.
~*~
Następnego
dnia wracasz do szpitala. Musisz zabrać swoja córeczkę. Oczko w twojej głowie,
jednak zanim to zrobisz wstępujesz do Lei. Ze łzami obserwujesz Jej bezwładnie
ciało, spoczywające na szpitalnym łóżku. Poprawiasz na ramionach ubranie
ochronne, zajmując miejsce na krześle. Zabierasz Jej dłoń, składając na niej
łagodne pocałunki. Zaszklonym wzrokiem wodzisz po pikającej aparaturze. Po Jej
twarzy, na której gości blady uśmiech.
-Mała
jest taka śliczna. Zdrowa, Ty nie możesz być od Niej gorszą.
Szepczesz
drżącym głosem, przytulając Jej chłodną dłoń do policzka. Nie masz sił na
przygotowywanie się do kolejnych konkursów. Dla Ciebie liczy się rodzina, która
staje pod znakiem zapytania. Którąmożesz stracić.
Nagle
coś zaczyna się dziać. Słyszysz ciche pokaszliwanie. Podnosisz oparzony głowę,
spoglądając na twarz Lei. Uśmiechasz się do Niej, całując w czubek głowy.
-Skarbie.
Szepczesz,
na co Ona uśmiecha się blado. Jednak po chwili po Jej policzku spływa
pojedyncza łza. Ścierasz ją pośpiesznie.
-Andreas,
proszę zaopiekuj się naszą córeczką. Obiecaj, że zawsze przy Niej będziesz. Nie
dopuść, żeby kiedykolwiek coś się Jej stało. Będę nad Wami czuwać, obiecuje.
Bełkocze
cicho, na co Ty kręcisz głową.
-Nie
mów tak, rozumiesz? Oboje przy Niej będziemy. Oboje będziemy walczyć o Jej
szczęście!
Mówisz
podniesionym głosem. Dziewczyna kręci głową, ściągając z swoje twarzy maskę
tlenową.
-Proszę
tylko o to…
Równomierne
pikanie. Wzrokiem nerwowo wodzisz po aparaturze, która jakby nagle oszalała.
Krzyczysz, ale jakby nikt Cię nie słuchał. Potrząsasz delikatnie ramieniem Lei.
-Nie
zostawiaj Mnie. Słyszysz? Nie zostawiaj Mnie samego!
Krzyczysz
przeraźliwie, opadając na Jej ciało. Zaciskasz je w uścisku.
Nagle
wokół Ciebie znajdują się lekarze. Odsuwasz się na bok, ze łzami obserwują całe
zamieszanie, ale Lea jakby zdawała się obojętna na jaką kolwiek walkę. Jej
powieki już na zawsze się zamknęły, a serce zakończyło na wieki swoją pracę. Widzisz
jak lekarze nerwowo między sobą rozmawiają. Obserwujesz Ich pustym spojrzeniem,
kręcąc głową. Zaciskasz dłoń w pięść, uderzając nią o ścianę.
Słyszysz
za sobą dźwięk otwieranych drzwi. Odwracasz się bezwładnie, a Kobieta zmierza w
powolnie w twoim kierunku. Lekceważysz Ją, ponieważ dla Ciebie liczy się tylko
zastały za wielką szybą widok. Lea. Twoja ukochana, której ciało zasłania
bezwładnie szpitalne prześcieradło. Mrużysz oczy, wbiegając pośpiesznie do
sali. Upadasz bezwładnie na Je ciało, z całych sił je do siebie przytulając.
-Proszę
wróć!
Szepczesz
bezgłośnie przez łzy. Krzyczysz , ale nawet to Ci nie pomaga.
-Lea
, wróć! Nie zostawiaj Nas samych.
Upadasz
na chłodną ziemię. Łkasz cicho, okazując całą swoja słabość. Nie potrafisz się
z tym pogodzić. Miała walczyć. Miała żyć dla waszej córeczko, a teraz tak po
prostu Was zostawiła. Odeszła na zawsze.
-Robiliśmy
wszystko co w naszej mocy…
Sznurujesz
wargi, zaszklonym wzrokiem wpatrując się przed siebie. Kołyszesz się, podnosząc
po chwili. Wybiegasz z szpitalnej sali. Nie patrzysz na przepełnione
nienawiścią spojrzenia osób, które brutalnie wymijasz. Na zewnątrz chłodne
powietrze otula twoje policzki. Spoglądasz bezsilnie w niebo, kręcąc głową.
Pośpiesznie kierujesz się przed siebie.
Wbiegasz
do swojego mieszkania, w którym znajdujesz się po krótkiej drodze.
Zatrzaskujesz za sobą drzwi, zrzucając wszystko ze stołu. Dźwięk tłuczonego
szkła echem roznosi się w twojej głowie, jak i pustym mieszkaniu. Upadasz
bezwładnie na ziemię, przeczesując
dłonią włosy, w których zaciskasz dłonie w pięść. Nagły stukot obcasów wybawia
Cię z amoku. Podnosisz się pośpiesznie, odbierając od kobiety Sophie. Całujesz
córeczkę w czubek głowy.
-Dziękuje.
Bełkoczesz,
zajmując miejsce na krześle. Po chwili zostajecie sami. Wpatrujesz się
zaszklonym wzrokiem w małą kruszynkę, czując jak Jej malutkie dłonie zaciskają się wokół twojego palca. Uśmiechasz się przez łzy.
-Zostaliśmy
sami.
Szepczesz
cicho, całując Ją w czubek głowy. Twoje wari zastygają w miejscu, a Ty
zaciskasz powieki, czując jak po policzku spływa pojedyncza łza.
Od autorki:
Czuje
, że po jakieś części Was zawiodłam, ale już na starcie wiedziałam, że ta
historia ma taka być. Smutna, przepełniona bólem , wywołująca łzy. Mimo
wszystko mam nadzieje, że się Wam podoba. Jeszcze tylko Epilog!
Masakra to już dwa tygodnie od weekendu w Zako, a Ja się czuje jakby to wczoraj było ehh... Buziaki i do następnego, już ostatniego razu ;*
Masakra to już dwa tygodnie od weekendu w Zako, a Ja się czuje jakby to wczoraj było ehh... Buziaki i do następnego, już ostatniego razu ;*
Historia miała być przepełniona smutkiem, bólem, wywołująca łzy? Była taka. Uwierz mi, że była.
OdpowiedzUsuńPlaczę.
Jestem tak zła... Nie zawsze jest tak, jakbyśmy tego chcieli. Ja chciałam, żeby Lea wyzdrowiała. Nacierpiała się wystarczająco dużo. Powinna dostać nagrodę. Nagrodę w postaci zdrowia i życia. Jednak los nie zawsze zwraca uwagę na powinności.
Andreas jest wspaniały. <3
Nie potrafię napisać nic innego.
Nadal płaczę.
Buziaki :*
Piękne i smutne, cudowne i wywołujące łzy <3 Ta historia jest naprawdę wzruszająca, umiąca tak w środku ruszyć. Kocham ją. Najcudowniejsza jaką czytałam kiedykolwiek ;3 Lea tyle się poświęciła, by umrzeć na oczach Andreasa. A on zachował się jak każdy na jego miejscu, był zrozpaczony. Została mu tylko Shopie. Dzięki Tobie mam juz chyba zakończenie swojej historii. DZIĘKUJE ;* Mam nadzieję, że i u mnie ty zagościsz ;) Pozdrawiam i weny ;*
OdpowiedzUsuńRozdział poruszający i piękny. Płakałam jak dziecko, wywarł na mnie ogromne emocje. Jesteś cudowna! Umiesz w rzeczywistości oddać każdą chwilę, tą piękną i tą przerażającą. Przykro, że historia tak się kończy i że się już w ogóle kończy, ale cóż.
OdpowiedzUsuńBrawa i gratulacje za cudowną opowieść, wciągnęła mnie od samego początku.
Jesteś wielka ♥
A co do Welliego, na pewno poradzi sobie w roli ojca. ♥
BUZIAKI KOCHANA ;*
przepraszam, ale mam tak napięty grafik w szkole (klasa maturalna), że czytam rozdziały z opóźnieniem :(
OdpowiedzUsuńszczerze to nie wiem, co napisać, bo żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co myślę, ale spróbuję coś napisać.
smutno trochę, że tak to się skończyło, ale widocznie tak miało być. szkoda mi najbardziej Sophie, bo ona nigdy nie zobaczy i nigdy nie pozna swojej mamy.
rozdział cudowny, czekam na epilog.
pozdrawiam :*
weny!
Kurczę, popłakałam się tak jak na filmie...
OdpowiedzUsuńO jejku, biedny Andreas. Aż brak mi słów, żeby opisać to co teraz czuję... Ludzi docenia się dopiero kiedy się ich straci. I myślę, że dopiero teraz Andreas to zrozumie. Bo przecież wcześniej może był w niej zakochany, ale zawodził w najważniejszych momentach.
Lecę na epilog, pozdrawiam :* :(