piątek, 28 listopada 2014

Drugi : Ile zostało Mi czasu?


               
Z niechęcią zajmujesz miejsce na jednym z plastikowych krzesełek, zamglonym spojrzeniem, nerwowo rozglądając się wokół siebie. Co chwilę twój wzrok pada na twarz, na której nie odnajdujesz nawet krzty radości, ale czego mogłaś się spodziewać po szpitalnym korytarzu, prowadzącym na oddział onkologiczny. Czego możesz się spodziewać po osobach, które czekają na jedną informację, która zniszczy i w brutalny sposób zakończy ich wiarę na lepsze jutro. Tylko nieliczni, wciąż mają nadzieje. Wierzą, że ich życie będzie trwało wiecznie. Nic bardziej mylnego. Choroba. Najbardziej bestialska. Pożerająca z każdą sekundą kolejną zdrową część twojego organizmu, pozbawiając Cię ostatnich sił do walki.
Wilgne dłonie ocierasz o nogawki spodni. Czujesz strach. Zwątpienie przed tym co Cię czeka. Skrzypnięcie otwieranych drzwi, powoduje drżenie twojego ciała. Przywołujesz na nie swój wzrok, a twój układ słuchowy szaleje z niepewności, ale jednak już po chwili wokół Ciebie roznosi się wypowiadane przez mężczyznę imię i nazwisko. Twoje imię i nazwisko. Przez dłuższą chwilę się nie ruszasz. Zastygasz w swojej pozycji, a oddech staje się coraz płytszy. W myślach mimowolnie słyszysz dźwięk bijącego serca. Twojego serca, serca, które wierzy, że tym razem będzie lepiej.
Podnosisz się z miejsca, chwiejnym krokiem kierując w stronę gabinetu. Większość z gromadzonych osób, pewnie sądzi , że jesteś pijana, a Ty po prostu nie możesz ustać na nogach. Nogach, które bezwładnie uginają się pod ciężarem twojego ciała. Nie wiesz co się dzieje. Twoja rodzicielka momentalnie znajduje się tuż przy tobie, obejmując silnie ramieniem. Mężczyzna wspomaga Ją w swoich działaniach, pomagając Ci zając miejsca na krześle, naprzeciw Jego biurka.
-Wszystko w porządku?
Spoglądasz na Niego. Nie wiesz czy masz powiedzieć prawdę czy może skłamać. Nie wiesz co w obecnej chwili byłoby najlepsze. Jedno wiesz na pewno, chcesz usłyszeć wszystko, ale nie tego, co echem odbija się w twoich myślach.
-Lepiej. To tylko chwilowe, ze strachu.
Rzucasz pośpiesznie , układając drżące dłonie na swoich udach. Spoglądasz na zaniepokojoną mamę, posyłając Jej blady uśmiech. Jednak nawet to Jej nie uspakaja. Wciąż odczuwasz Jej baczne spojrzenie, przepalające twoją skórę na wylot. Ona wie, dobrze, wie, że kłamiesz.  
Wzdychasz ciężko, uciekając wzrokiem. Z ukojeniem wsłuchujesz się w ciszę, panującą w pomieszczeniu. Napawasz się nią, czując, że w późniejszym czasie nie będzie już ku temu trafniejszej okazji. Przymykasz łagodnie ociężałe powieki, starając się uspokoić, ale twoje serce nie zważa na żadną z twoich próśb. Nie zważa na to, że czujesz się nieswojo, sądząc , że jego przyspieszone bicie słyszy każdy. Wzdychasz ciężko, wracając spojrzeniem na mężczyznę, który nerwowo przewraca kolejne z kartek. Z trudem przełykasz ślinę, dostrzegając swoje wyniki badań i ciche słowo znalazłem. Kręcisz bezwładnie głową, czując jak twoja dusza oddala się do tego miejsca. Jak na każde z czynności lekarza spoglądasz z innego pomieszczenia. Strach paraliżuje twoje ciało, nie pozwalając nawet na poprawienie niesfornego kosmyka włosów, który opadł bezwładnie na twoją twarz. Przez jego pryzmat spoglądasz na otaczającą Cię rzeczywistość.
-Nie mam zbyt dobrych wiadomości…
Pięć słów. Pięć cholernych słów, które niczym nóż zabijają ostatnią, tlącą się w twoim sercu nadzieję. Kręcisz bezwładnie głową podnosząc się z miejsca. Masz ochotę biec. Masz ochotę krzyczeć z bezradności. Czujesz się jak wtedy. Jak wtedy, kiedy lekarz oznajmił twoim rodzicom , że chorujesz na białaczkę, a przeszczep szpiku jest czymś nieuniknionym. W tamtym okresie czasu nie potrafiłaś przeglądać się w lustrze. Odrzucał Cię widok, pojedynczo wypadających, kosmyków włosów. Na blade policzki, które bezwładnie się zapadały. Na twarz, która niczym nie przypominała Ciebie, sprzed choroby.
Chcesz wyjść, ale stanowczy, łagodnie łamiący się głos twojej mamy zatrzymuje Cię tuż przy drzwiach. Kręcisz głową, spoglądając na nią przez swoje ramię.
-Ile zostało Mi czasu?
Bezmyślne pytanie wyrywa się z twoich ust, które momentalnie zamykasz. Sznurujesz je, czując jak po ich spierzchniętej części , spływa słona łza.
-Musimy podjąć leczenie. Na sam początek chemioterapia, a w późniejszym czasie, gdy zdobędziemy szpik, przeszczep. Musisz tylko chcieć się leczyć.
 Kręcisz głową. Nie to chciałaś usłyszeć. Nie masz już sił po raz kolejny przezywać tego samego horroru. Co dnia dostrzegać strach w oczach rodziców, którzy się o Ciebie martwią. Którzy nie potrafią zmrużyć oka w nocy, ponieważ obawiają się , że następnego ranka Cię nie usłyszą.
-Miesiąc, dwa, trzy…proszę Mi powiedzieć!
Syczysz przez zaciśnięte wargi z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy. Czujesz dłoń mamy na swoim ramieniu, ale bezwładnym ruchem strzepujesz kończynę swojej rodzicielki.
-Jeśli nie podejmiesz leczenia ? Pozostanie Ci około pół roku, jeżeli nie mniej.
Kiwasz bezwładnie głową, podrywając się jak oparzona z krzesła. Wybiegasz z gabinetu, biegnąc ile sił w nogach przed siebie. Nie zważasz na sylwetki ludzi, od których odbijasz się  bezwładnie. Nie masz nawet sił na głupie przepraszam. Odpychasz od siebie z dużym impetem drzwi, które dzieliły Cię od świata. Czujesz nieprzyjemny chód, który otula twoje policzki. Zakrywasz je coraz szczelniej szalikiem, dłonie mocno zaciskając w kieszeni płaszcza. Ruszasz przed siebie. W obecnej chwili masz gdzieś to jak dotrzesz do domu. Jak z drugiego końca miasta znajdziesz się w swoim ciepłym pokoju, łóżku, w którym będziesz mogła otulić się szczelnie ciepła kołdrą i zapomnieć o wszystkim co właśnie usłyszałaś. Łzy bezwładnie spływają po twoich policzkach. Nie potrafisz ich powstrzymać, a może nawet nie chcesz. Nie jesteś zbyt silna na walkę z nimi, a tym bardziej na ich przezwyciężenie. Wszystko jest dla Ciebie bardzo trudne, ale po raz kolejny nie masz sił na walkę. Poddajesz się jak ostatni tchórz, ale każdy, który przeżył to samo, na pewno Cię zrozumie. Wierzysz w to, bo nie chcesz czuć uczucia wyrzutów sumienia, które brutalnie  mieszają Ci w głowie.

*

Przystajesz przed domem, łagodnie podnosząc swoje spojrzenie z białego puchu , ścielącego twój podjazd, wodząc zamglonym spojrzeniem po jasnych ścianach, natrafiając na granatowe niebo. Sznurujesz wargi, opuszkiem palca ścierając łzę. Masz już ich dość. Uśmiechasz się sztucznie. Historia lubi się powtarzać. Tamtego dnia było podobnie. Usłyszałaś diagnozę i po prostu uciekłaś. Widocznie tchórzem po prostu się urodziłaś, ale nie potrafiłaś sobie poradzić z tym wszystkim. Ty z mamą mieszkałaś przez wiele lat samotnie w Monachium, a tata był tylko gościem we własnym domu. Teraz wracasz z cała ich dójka do Kringenthal. W końcu z pełną rodziną, aczkolwiek nie do końca wracasz do swojego miasta. Miasta, w którym nigdy nie zaznałaś żadnego przykrego uczucia. Same pozytywne wspomnienia tlą się w twoich myślach, ale teraz. Teraz to wszystko się zmieni.
Kierujesz się w stronę drzwi. Twoje nogi drżą. Całe twoje ciało drży, bynajmniej nie jest to spowodowane uczuciem chłodu, który bezapelacyjne przeszywał twoją sylwetkę na wylot. Przystajesz przy drzwiach, opierając się plecami o ich przednią część, po której bezwładnie się osuwasz , upadając na wycieraczkę. Podkulasz swoje kolana pod samo podbródek, cicho łkając. Starasz się być silną, ale ile można? Ile można stawiać czoła przeznaczeniu, wiedząc, że i tak się nic nie zmieni?
Nagle drzwi się otwierają, a Ty ze strachu upadasz w potężną , śnieżną zaspę. Krzywisz się nieznacznie, czując jak całe twoje ubranie przylepia się do zmarzniętego ciała. Podnosisz łagodnie spojrzenie, dostrzegając zapłakane oczy swojej mamy, która podnosi Cię z ziemi i wtula z całych sił w swoje ciało. Nie potrafisz oprzeć się ciepłu , które Ci oferuje, więc wtulasz się ile sił w Jej smukłą sylwetkę, z całych sił zaciskając swoje oczy. Nie chcesz płakać. Nie teraz. Nie znów.
-Mamo…
Łagodnie zachrypnięty głos przerywa panującą między Wami ciszę. Spoglądasz na Jej twarz, na której malują się blade smugi, rozmazanego przez łzy tuszu do rzęs. Zagryzasz wargę, kręcą przecząco głową.
-Nie płacz. Mamo proszę. Nie chcę czuć , że cierpisz. Cieszmy się, proszę raduj się ze Mną, chcę w pełni przetrwać ostatnie dni.
Kobieta zaciska swoje dłonie coraz szczelniej, kręcąc głową. Sznurujesz wargi, zamglonym spojrzeniem, niepewnie przytakując głową.
-Nie mów tacie. Chcę, żeby zdobył z Naszymi chłopakami Mistrzostwo Świata, Sophie też pewnie tego chce….-milczysz, spuszczając wzrok- Chciała-dodajesz , czując niemiłe mrowienie na policzkach
Dzisiejszy dzień na pewno nie zapisze się w twojej pamięci jako najmilszy. Wysłuchanie wiadomości o nawrocie choroby, a do tego śmierć Sophie. To było dla Ciebie jeszcze większym ciosem, niż wieść o chorobie. Nie potrafisz wyobrazić sobie uśmiechu, którego już nigdy nie dostrzeżesz na ustach tej, małej dziewczynki. Głos, który już nigdy nie będzie wspierał swojej ,ukochanej reprezentacji. Serce , które już nigdy nie zabije dla Nikogo. Tym bardziej chcesz odpuścić. Sophie walczyła. Każdego dnia równie mocno, ale jednak przegrała swoje najważniejsze zawody w życiu.  Czujesz, że na  Ciebie  również zbliża się  czas. Nadejdzie on nie spodziewanie, zabierając Ci to wszystko, o co wywalczyłaś do tej pory.  Brutalnie pozbawiając Cię nadziej na lepsze jutro.


Od autorki:
Dwójeczka. Coraz mocniej zaczynam pogłębiać się w pesymistycznych scenariuszach kolejnych rozdziałów, ale taki był plan. Krótka historia, która pokaże wiele , wspaniałych wartości, o które trzeba walczyć mimo wszystko, mimo, że na początku nie ma się na to sił :) Przewiduje jeszcze kilka rozdziałów, których w sumie powinno być dziesięć + epilog, ale to wszystko w trakcie opowiadania na pewno się zmieni. ;)
A teraz coś o skokach.  Życzę szybkiego, ale to bardzo szybkiego powrotu do zdrowia Kamilowi. Bez Niego coś w tych skokach nie współgra. Mimo tego, że Piotrek stara się ciągnąć to wszystko. Mam nadzieje, że za tydzień będzie już wszystko dobrze, a na skoczni zobaczymy Kamila i resztę Polaków w lepszej dyspozycji. :) Gratulacje za zwycięstwo dla Simona Ammanna. 

Buziaki ;* Czekam na jutrzejszy konkurs, w którym mam nadzieje, zobaczymy wszystkich Polaków :) 


7 komentarzy:

  1. Powaliłaś mnie tym rozdziałem na łopatki...
    Łzy napływały mi do oczy z każdym kolejnym zdaniem, jednak dopiero na sam koniec wydostały się spod powiek...
    Masz taki cudowny talent, że nie możesz go zmarnować.
    Chciałabym, żeby główna bohaterka w końcu zaznała prawdziwego szczęścia. Żeby wygrała najważniejszą walkę, jaka dotychczas ją spotkała. Trzymam za nią mocno kciuki i mam nadzieję, że wykreujesz to tak, jak pragnę najbardziej. <3
    Bardzo przykro mi z powodu Sophie... Taka mała, bezbronna i krucha istotka...
    Czekam na kolejny rozdział. :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dźwiganie trudnych tematów nie jest łatwe, ale przyznam, że robisz to znakomicie, czuje się wszystko, każda literka przesycona jest bólem, z którym z boleścią można się identyfikować. Cudowne, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej z opóźnieniem, ale jestem i nadrabiam!
    Kocham to, jak opisujesz i pokazujesz emocje! To bardzo rzadki talent, a Ty go masz! Gratulacje :) xxx
    Czekam niebywale na kolejny, wspaniały rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Samo to , że zapowiedziałaś kochana , że nie będzie to sielankowa historia już mną wstrząsnęło pozytywnie oczywiście! Cieszę się z takiego obrotu spraw i dziękuje za to.
    Co do rozdziału wzruszyłam się czytając pojedynczo każde ze słów. Jest tutaj tak wiele uczucia i emocji , że aż nie można się nadziwić.
    Podziwiam i gratuluje.
    Czekam na cudowną trójeczkę!
    I alles gute Andreas!

    Ann.
    http://du-sei-stark.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam za ten rozdział. Czapki z głów - to jest dopiero coś.
    Mam łzy w oczach, co nie zdarza się często.
    Życie to największa z wartości, o które powinniśmy walczyć. O które trzeba walczyć.
    Innego życia niż to, które mamy - nie będziemy mieć nigdy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem u Ciebie pierwszy raz, ale wszystko nadrobiłam i coś czuję, że będę często tutaj wpadać ^^
    Wybrałaś sobie trudny temat, ale poradziłaś sobie z nim rewelacyjnie. Miałam łzy w oczach i ciarki na plecach, kiedy to czytałam *.* Szkoda mi tylko Sophie...
    Życzę duuużo weny i zapraszam do siebie :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz co Ci powiem? Czytając Twoje poprzednie blogi jakoś nie mogłam sobie wyobrazić w jaki sposób nam przedstawisz ten trudny temat. Podziwiam Cię, że postanowiłaś się go podjąć i robisz to w znakomity sposób! Na prawdę, nie spodziewałam się tego z Twojej strony. Jesteś po prostu niesamowita w tym co robisz i masz ogromny talent to wyciskania łez u czytelniczek.
    Najbardziej mnie rozkleiła końcówka. Sophie... taka mała dziewczynka a już musiała odejść! Niestety, taka jest rzeczywistość i wola Boga, której nie jesteśmy w stanie zmienić.
    Domyślałam się, że ona zachoruje... Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej, co będzie z Andreasem i z jej tatą. To chyba lepiej, że na razie o niczym nie wie.
    Kochana, CUDO ♥

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń