Nienawidzę
tego dnia, jak grom z nieba spadło
To wszystko
na raz, spadło to na Nas.
W kilka minut
obróciło się to w nicość taka pustka,
tylko płacz
pozostał w ustach gorzki smak...
Tępo wpatrujesz się w trumnę, w której
spoczywa bezwładne ciało Lei. Wpatrujesz się w Nią, nie mając nawet sił, na
starcie łez, które bezwładnie spływają po twoich policzkach. Tutaj Nikt nie
patrzy na męskość czy cholerną, męską dumę. Każdy tutaj na własny sposób
przeżywa śmierć dziewczyny. Przykucasz niepewnie przy Niej, jako jedyny
decydując się na ten, w obecnej chwili odważny krok. Zagryzasz dolny płatek
wargi, układając swój policzek na Jej klatce piersiowej. Przymykasz powieki.
Rozklejasz się już całkowicie , nie czując miarowego unoszenia się Jej ciała.
Ciepła emanowanego przez 36.6 stopnia. Ciszę. Brak zażartej walki serca. Do tej
pory naiwnie wierzyłeś, że to wszystko jest po prostu nie wyszukanym żartem.
Kawałem na prima aprilis wykonanym przez los, ale przecież pierwszy kwietnia
dopiero za pół roku…
Oddalasz się od Niej na nieznaczną
odległość, zaszklonym wzrokiem lustrując Jej twarz. Zamknięte powieki, które
już nigdy się nie otworzą. Które nigdy nie zobaczą waszej córeczki. Wargi,
które już nigdy nie wypowiedzą żadnego słowa. Usta, których już nigdy nie
poczujesz smaku, ani ciepła. Sznurujesz nerwowo wargi, ale nawet to nie pomaga
Ci powstrzymać łez. Twoja krtań sama rwie się do krzyk. W porę się
opamiętujesz. To nie miejsce na to! Przykucasz na lewym kolanie, gładząc dłonią
, delikatnie policzki dziewczyny, jakby bojąc się, że Ona zniknie. Odejdzie ,
ucieknie, chociaż wiesz, że za krótki moment to właśnie nastąpi. Odsuwasz swoją
dłoń, delikatnie zbliżając się do Jej policzka. Składasz na Nim przelotny
pocałunek. Nie czujesz obrzydzenia, a ból, który rozrywa na pół twoje serce.
Podnosisz załzawiony wzrok ku górze. Nad
Tobą wiszą szare chmury, z których zaczyna pokrapywać deszcz. Wracasz
spojrzeniem na spokojną twarz twojej ukochanej, zaciskając powieki. Szepczesz
ciche dlaczego? Mimo tych kilku dni, które
spędziłeś w samotności, nie potrafiłeś pogodzić się z tym wszystkim. Z myślą,
że Jej już nie ma. Że nie stanie w progu mieszkania, czego naiwnie oczekiwałeś
przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Powracasz spojrzeniem na Leę, czując, jak
Wasz czas ucieka. Ostatni raz dotykasz Jej policzka, składając krótki pocałunek
na Jej wargach.
-Do zobaczenia po drugiej stronie.
Szepczesz cicho, układając między Jej
skrzyżowanymi dłońmi, czerwoną różę. Opuszkiem palców ścierasz spływające łzy,
oddalając się. Przystajesz w miejscu, czując jak nogi uginają się pod twoim
ciężarem. Z trudem wpatrujesz się w wieku trumny, które bezwładnie się
zatrzaskuje. Każde z twoich organów, jakby na moment zapomniało jak pracować,
gdy trumna bezwładnie sunie na dno, wykopanego dołu. Kręcisz głową, a po
policzku spływa Ci łza. Wokół roznosi się przeraźliwy płacz. Sznurujesz wargi,
spoglądając na rodzicielkę Lei i twojego trenera. Widzisz jak Ona cierpi.
Widzisz, że nie tylko Tobie trudno jest się pogodzić z nową codziennością.
W duszy
krzyczę, Nikomu nie życzę być teraz tutaj,
i widzieć to, jak ktoś odchodzi, jak odchodzi serca bicie.
~*~
Puchar Świata w
Kussamo.
Zajmujesz
miejsce na drewnianej belce. Sprawdzasz wiązania. Sprawdzasz rękawy swojego
kombinezonu. Kiedy wszystko jest już gotowe, spoglądasz w kierunku gniazda
trenerskiego, czekając na znak. Widzisz jak brutalnie przez powiewy wiatru jest
traktowana, trzymana w ręku trenera chorągiewka w narodowych barwach. Nawet
tutaj dostrzegasz kręcąca głowę trenera. Ale jest znak. Zielone światełko i
niepewny ruch trenera. Ruszasz z belki, sunąc swobodnie po rozbiegu. Wybijasz
się, układając swoją sylwetkę w powietrzu. Już na początku walczysz z silnym
oporem powietrza, ale po chwili czujesz mocny ciężar na swoim lewym barku. Po
woli zaczynasz tracić równowagę i świadomość. Kolejny z podmuchów jest zbyt
silny. Bezwładnie suniesz po ośnieżonej zeskoku czując przeszywający ból. Nie
potrafisz się ruszyć. Wszystko Cię boli. Syczysz cicho, a wtedy widzisz Ją.
Czujesz jak dotyka twojej dłoni.
-Lea.?
Mówisz
słabym głosem, wpatrując się w wizerunek dziewczyny, która znika wraz z
pojawieniem się ekipy lekarskiej. Ze złością i grymasem obserwujesz poczynania
mężczyzn. Jednak Lea nie odeszła widzisz Ją nad Nimi .Uśmiechasz się w Jej
kierunku.
-Zabierz
Mnie ze sobą…
Szepczesz i
zdaje się, że tylko Ona Cię słyszy. Widzisz jak kręci głową. Widzisz
również złość na Jej twarzy.
-Póki przy
Tobie jestem, nie pozwolę Ci odejść.
Słyszysz Jej
głos. Ciepły i melancholijny. Nic się nie zmienił. Uśmiechasz się po raz kolejny,
chcąc złapać Jej dłoń. Nieudolne staranie. Oddychasz ciężko, starając
wyswobodzić swoją szyję.
-Andreas ,
nie ruszaj się chłopaku!
Słyszysz
obok głos członka niemieckiej kadry. Lekceważysz Go.
-Lea. Lea.
Leaaa!
Twój krzyk
roznosi się głucho wokół. Zamykasz powieki, widząc dziewczynę na ich
wewnętrznej części.
-Walcz !
Andreas, walcz !
Słyszysz Jej
głos , odbijający się w twojej głowie. Uśmiechasz się krzywo, kręcąc głową.
-Chcę być z
Tobą.! Tęsknię. Nie potrafię radzić sobie z twoim brakiem, nie potrafisz tego
zrozumieć?
Pytasz
głucho, stając nagle z Nią twarzą w twarz. Czujesz się dziwnie. Oglądasz się
nerwowo wokół siebie, nie potrafiąc znieść rażącej bieli.
-Masz
Sophie. Pamiętasz, obiecałeś Mi coś, że będziesz walczył o Jej szczęście, nie
możesz pozwolić na to, aby nasz dwóję odwiedzała na cmentarzu!
Rzuca ostro,
wbijając wskazujący palec w twoje ciało.
-Kocham Cię
, Lea. To też jest ważne. Moje serce umarło z chwilą twojej śmierci.
-Nie mów tak.
Spogląda na
Ciebie, a Ty nagle tracisz równowagę. Wszystko wokół znika i pojawia się
ciemność.
-Walcz ,
Andreas. Jeśli nie dla skoków czy rodziny, to zrób to dla Sophie. Dla Mnie.
Walcz kochanie!
Otwierasz
mozolnie powieki, dostrzegając , że znajdujesz się w szpitalu. Z trudem
przełykasz ślinę. Po chwili dołączają do Ciebie rodzicie, siostry i lekarz,
który wypytuje o stan twojego samopoczucia. Fizycznie jak na taki upadek
czujesz się bardzo dobrze, a z psychiką jest już inna rozmowa.
~*~
Igrzyska Olimpijskie w Pyeongchang.
Z
wyczekiwaniem oczekujesz na swój drugi skok. Na to, aż chorągiewka w narodowych
barwach skieruje się w dół. Czekasz tylko na ten jeden znak. Gest, który pozwoli
Ci walczyć o złoty medal Igrzysk Olimpijskich .
Na
szczycie pozostałeś Sam. Nie wliczasz do swojego towarzystwa serwismenów i
członków Jury. Bierzesz głęboki oddech, czym delikatna mgiełka otula twoje
wargi. Zielone światełko i zdecydowany gest trenera. Możesz ruszać! Poruszasz
nartami w torach, odbijając się od belki. Układasz się w idealnej pozycji
najazdowej, wybijając się po chwili z
progu. Układasz swoje ciało w powietrzu, czekając aż twoje ciało uderzy w
ziemię. Z tą chwilą twoje lewe kolano zgina się delikatnie, układając w idealny
telemark. Po upadku w Kussamo nie miałeś zbyt wielu startów. Możesz pokusić
się, że aż o połowę mniej niż pozostali , twoi rywale, ale nawet to nie pozwoli
Ci odebrać marzeń o złocie i tryumfie na koreańskiej ziemi.
Gdy
dostrzegasz długość swojego skoku, zaciskasz dłonie w geście zwycięstwa i
radości. Uśmiechasz się, rozpinając swoje narty. Podnosisz je, ocierając z
zaległego na nich śniegu. Wzrokiem wodzisz wokół siebie, oczekując na
ostateczną notę.
-Jessst!
Krzyczysz,
gdy na telebimie wyświetla się szczęśliwa jedynka. Podbiegasz do swoich
rodziców, z których ramiona odbierasz córeczkę. Całujesz Ją w policzek, przyjmując
gratulacje od swojej rodziny i pozostałych zawodników .Przebierasz się, co
jakiś czas z dumą spoglądając na bawiącą się twoim kaskiem, Sophie. Uśmiechasz
się do Niej. To już cztery lata. Cztery długie lata od Jej narodzin i śmierci
Lei. Z czasem coraz lepiej radzisz sobie z Jej brakiem, ale jednak wciąż nie
potrafisz całkowicie się z tym pogodzić.
Zabierasz
dziewczynkę na ręce, kierując się w stronę podium, na którym już za chwilę
będziesz nagradzany. Podrygujesz Nią delikatnie, czym wzbudzasz rozbawienie na
Jej twarzyczce.
Spiker
rozpoczyna , krótki wstęp do twojej osoby. Uśmiechasz się , po chwili biegnąc w
stronę najwyższego stopnia podium. Stajesz na nim, stawiając Sophie na nogach.
Uśmiechasz się, machając dłonią w kierunku zebranych przy skoczni kibiców.
Gratulujesz swoim rywalom. Z uśmiechem i zamyśleniem wpatrujesz w najcenniejszy
kruszec, który spoczywa na srebrnej paterze. Nachylasz się delikatnie, czując
jak spoczywa na twojej klatce piersiowej. Zabierasz go do rąk, całując.
‘To dla
Ciebie, Lea!’ Uśmiechasz się blado, ściągając z głowy czapkę. Z duma śpiewasz
niemiecki hymn, przymykając powieki. To jest i był twój dzień !
KONIEC
Od autorki:
A więc
koniec. Już ostatecznie żegnamy się z Andreasem , Leę oraz Sophie. To
opowiadanie było bardzo trudne, ale czuje, że dałam rade sprostać tej tematyce.
Smutne zakończenie tak jak jego całość, było przeplatane również chwilami
radości. :)
Dziękuje
za Wasza obecność. Za każdą chwilę , którą poświęciliście dla przeczytania i
skomentowania każdego rozdziału. Dzisiaj Mam prośbę do tych, którzy nigdy nie
komentowali, proszę o nawet pozostawienie króciutkiej informacji ! :)
DZIĘKUJĘ JESZCZE RAZ ZA WSZYSTKO !!!
Mówię do
zobaczenia !
Na
Stefanie ->KLIK<
Oraz
czymś nowym ->KLIK<