środa, 24 grudnia 2014

Siódmy : Na co Ty głupia liczyłaś?


Zero nieodebranych połączeń. Zero nie odczytanych SMS-ów. Zero jakich kolwiek prób kontaktu. Wzdychasz z trudem, ukrywając swój telefon w kieszeni spodni. Kierujesz się tuż za swoją rodzicielką, coraz szczelniej zaciskając w dłoniach delikatny materiał  koszulki. Niemym spojrzeniem obserwujesz blade ściany szpitalnego korytarza. Dzisiaj nadszedł ten czas. Czas chwycenia swojego życia we własne ręce. Wzdychasz cichutko, zajmując miejsce obok swojej rodzicielki, na plastikowym krzesełku. Posyłasz Jej blady uśmiech, powracając spojrzeniem na drzwi gabinetu lekarza. Krzywisz się lekko, spuszczając głowę. Nerwowo podrygujesz lewym kolanem, starając się czymś zająć. Nudziłaś się, a może bardziej denerwowałaś. Nie potrafisz tego ukryć. Czujesz na swoimi ramieniu , ciepłą dłoń kobiety. Dotykasz jej łagodnie, głaszcząc ją i szepcząc ciche będzie dobrze .Musi być ! Innej opcji nie bierzesz pod uwagę.
-Lea Schustner!
Głos mężczyzny wybudza Cię z zamyślenia. Podnosisz rękę ku górze, delikatnie nią machając tak, aby lekarz zwrócił na Ciebie swoją uwagę. Uśmiecha się, co starasz się odwzajemnić.
-Zapraszam !
Wymijasz Go w drzwiach, zastygając w miejscu. Oczekujesz na to, aż twoja rodzicielka znajdzie się przy Tobie. Jej obecność bardzo Ci pomaga. Żałujesz tylko, że nie ma przy Tobie jeszcze kogoś. Jednej osoby, dzięki której wszystko byłoby po prostu idealne. Odwracasz swój wzrok, zajmując miejsce na fotelu. Dłonią delikatnie spuszczasz podwinięty rękaw, cicho sycząc z bólu.
-Mam już twoje wyniki i muszę powiedzieć , że są one bardzo optymistyczne. Już zostałaś zakwalifikowana do szukania dawcy, teraz musimy tylko czekać!
Uśmiechasz się łagodnie, kiwając bezwładnie głową. Mężczyzna wciąż rozmawia z twoją mamą, ale Ty zdajesz się już nie być obecną duchem przy tej dyskusji. Wciąż  uśmiechasz się do samej siebie, krzycząc w wnętrzu z radości. Kiedyś ta wiadomość byłaby niczym, dziś jest jednak wszystkim.
-Do widzenia!
Spoglądasz ostatni raz za siebie, zaciskając wokół szyi ciepły, wełniany szalik. Musisz uważać. Nie możesz zachorować. Nawet głupia grypa może pozbawić Cię nadziei. Kierujesz się tuż za kobietą w stronę wyjścia. Każdą z mijanych osób raczysz ciepłym uśmiechem. Wiesz co Oni przeżywają. Wiesz jak trudne jest przebywanie w tej części budynku. Wzdychasz cicho, odpychając od siebie drzwi oddziału. Kierujesz się powolnym krokiem w stronę samochodu swoich rodziców. W myślach układasz swoje życie. Mimo ogromnej radości , pozostaje w Tobie wciąż kumulujący się strach i dystans. Nie potrafisz go zabić, bo chociaż próbujesz, on powraca ze zdwojoną siłą. Zagryzasz wargę, naciskając dłonią na klamkę. Zajmujesz miejsce na siedzeniu obok kierowcy, zapinając pasy. Wbijasz swój wzrok w krajobrazie rozlokowanym za szybko. Uśmiechasz się delikatnie, dostrzegając zakorzeniającą się coraz bardziej, zimę.
-Córeczko…Lea?
Kręcisz delikatnie głową, spoglądając zamyślonym  wzrokiem na swoją rodzicielkę. Kobieta posyła Ci ciepły uśmiech, ruszając spod budynku.
-Dzisiaj są zawody. Tata prosił, abym Cię przyprowadziła, ale nic na siłę, skarbie.
Wpatrujesz się w Nią przez dłuższą chwilę w ciszy, przytakując nieśmiało głową. Musisz wreszcie wyjść z domu. Z czterech ścian swojego pokoju, które po woli wprowadzają Cię w stan ogólne frustracji. Czas stawić czoła ludziom. Własnym słabością też. Postanawiasz z mamą , że na sam początek pójdziecie na obiad, a w późniejszym czasie na zawody. Uśmiechasz się szeroko, powracając do swojego poprzedniego zajęcia. Wodzisz wzrokiem zza zmieniający się z każdą sekundą, obraz. Uśmiechasz się na widok bawiących dzieci, które starają się ulepić tego najpiękniejszego i najlepszego bałwana. Śmiejesz się cichutko, układając swój policzek na oparciu. Potrafisz się cieszyć Ich radością. Tą radością beztroskiego dziecka, które nie zaznało jeszcze bólu życia. Zaciskasz powieki. Nie chcesz płakać. Nowa Lea nie pochwala łez. Łapiesz łapczywie oddech, cicho łkając. Jednak one pokazują brutalnie, że nie pozwolą po prostu o sobie zapomnieć ! Kręcisz głową, gdy twoja rodzicielka ze zdenerwowaniem pyta: czy coś się stało? Kręcisz jeszcze mocniej głową, nie potrafiąc wydusić z siebie nawet głupiego dźwięku. Czujesz jak samochód się zatrzymuje. Dostrzegasz, że jesteście na miejscu. Pośpiesznie odpinasz pasy , opuszczając równocześnie samochód. Kierujesz się w stronę wejścia do restauracji, czekając tym samym na swoją mamę. Chciałaś uniknąć niezręcznej rozmowy. Przecież obiecałaś. Zero łez. Zero smutku. Tylko radość i walka, a teraz? Teraz im ulegasz. Spuszczasz głowę, odpychając drzwi , znajdując się po chwili w pomieszczeniu. Czujesz na sobie wiele spojrzeń. Starasz się być obojętnym na ich siłę i ciepło, przeszywające brutalnie twoje ciało. Twoja mama znajduje się momentalnie przy Tobie, otulając ciepłym ramieniem. Przymykasz łagodnie powieki, zajmując z Nią miejsce na samym końcu Sali. Ukrywasz się. Kiedyś nie musiałaś. Byłaś ładną dziewczyną. Właśnie , BYŁAŚ! Czas przeszły. Spuszczasz głowę, ukrywając się pomiędzy kartkami menu. Przewracasz kartki, czując jak każda z literek, każde z obrazków stają się coraz bardziej niewyraźne.
-Zadecydowałaś się już na coś , córeczko?
Słaby głos przerywa nagłą ciszę. Przełykasz z trudem ślinę, kręcąc przecząco głową.
-Nie jestem głodna.
Wychrypujesz z trudem, odkładając kartę dań, na bok.
-Możemy stąd iść?
Pytasz cicho, podnosząc się równocześnie z miejsca. Kobieta przytakuje głową, kierując się za Tobą. Wpychasz swoje dłonie coraz bardziej w kieszenie spodni, ukrywając swoją twarz coraz mocniej w materiale szalika. Zagryzasz wargi. Nie chcesz płakać. Oni wszyscy nie są tego warci! Każdy zna swoją wartość. Ty również, a więc dlaczego bierzesz do siebie te wszystkie spojrzenia, szepty roznosząc się między stolikami? Kręcisz głową, kierując się w stronę skoczni. Lekceważysz krzyk swojej mamy za sobą. Podążasz w jednym kierunku. Tam gdzie od zawsze czujesz się nalepiej. Skocznia. Nieobecnym spojrzeniem wpatrujesz się w jej konstrukcje, która zdaje się być z każdym twoim krokiem, coraz wyraźniejsza. Uśmiechasz się krzywo, wymijając kilku kibiców reprezentacji. Bierzesz głęboki oddech. Chłodne powietrze równomiernie roznosi się na powierzchni twoich płuc, dając Ci tym samym jakąś część ukojenia.
-Tato!
Krzyczysz, przyspieszając swój bieg, który nagle przekształca się w maratonowi bieg. Uśmiechasz się, wpadając w ramiona swojego ojca. Wtulasz swoją twarz w Jego ramię. Nie liczą się dla Ciebie wejściówki, które są zawieszone na Jego szyi. Liczy się obecność. Jego bliskość. Pojedyncza łza spływa po twoim policzku, zakańczając swoją trasę na materiale kadrowej kurtki mężczyzny. Oddalasz się od Niego, wpatrując w wyraz Jego twarz zamglonym wzrokiem. Uśmiechasz sią blado. Czujesz się jak mała dziewczynka. Szczęśliwa, radosna , beztroska. Całujesz Go w policzek, stając spowrotem na chłodnym śniegu.
-Cieszę się skarbie, że jednak zdecydowałaś się tutaj przyjść.
Mówi z szerokim uśmiechem, obejmując Cię ramieniem i kierując się z Tobą w stronę domu swojej kadry. Nagle zastygasz w miejscu. Boisz się! Wiesz, że On tam będzie. Z trudem połykasz ślinę.
-Wszystko dobrze?
Słyszysz zmartwiony głos swojego taty. Niemo wpatrujesz się w to, jak przykuca przed Tobą i wbija w twoje  załzawione tęczówki , swój bystry wzrok. Wiesz, że przed Nim nie zdołasz ukryć niczego, mimo wielu, szczerych chęci. Wzdychasz ciężko.
-Boje się. Boje się tego, jak Oni zareagują. Boje się Ich spojrzeń. Spojrzeń przepełnionych litością, a Ja tego nie chcę. Przecież wyzdrowieję ! Muszę!
Mówisz, a On wtula Cię w siebie coraz mocniej. Łkasz cicho. Tata Cię nie uspakaja. Szepcze tylko cicho, żebyś płakała. Bo płacz przynosi ukojenie. Gładzi dłonią twoje plecy, starając Cię w ten sposób uspokoić. Po chwili wszystko jest już w porządku. Uśmiechasz się blado, opuszkami ścierając ostatnie wilgne smugi.
-Idziemy?
Przytakujesz głowa, delikatnie się uśmiechając. Przed niewielkim domkiem dostrzegasz Marinusa. Uśmiechasz się szeroko, kiedy Cię zauważa.
-Lea, słońce Ty moje, jak miło Cię widzieć!
Rzuca się pośpiesznie w twoim kierunku, zabierając w swoje ramiona. Piszczysz, gdy zaczyna okręcać się z Tobą wokół własnej osi. Krzyczysz, grozisz, nawet prosisz, ale to nie robi na Nim żadnego wrażenia.
-Tęskniłam za Tobą, głuptasie.
Szepczesz cicho, całując Go w policzek i układając swoją głowę na Jego ramieniu. Wpatrujesz się w Niego z bladym uśmiechem. W Jego wargi, na których wciąż trwa szeroki uśmiech. Kręcisz głową, cicho się podśmiewując.
-Wesoło Ci?
Przytakujesz głową, a On stawia Cię na ziemi. Poprawiasz dłonią pogniecione ubranie, spoglądając na Niego z rozbawieniem. Nikt w taki sposób na Ciebie nie działa jak On.
-Przeszkadzam?
Słyszysz głuche kaszlnięcie. Odwracasz się na pięcie , dostrzegając znajomą sylwetkę. Mimo mroku jak otulał dzisiejszego dnia skocznię , widzisz Go idealnie. Jego ciało. Sylwetkę, którą naświetla delikatnie pobliska latarnia. Przełykasz z trudem ślinę, dostrzegając dopiero po jakimś czasie, że wokół nie ma Marinusa. Syczysz cicho, powtarzając w myślach, że sobie z Nim porozmawiasz.
-Możemy porozmawiać?
Spoglądasz na Niego, nieśmiało przytakując głową. Zagryzasz wargę, obserwując Go z niewielkiej odległości. Żadne z Was nie decyduje się na skrócenie dystansu. Jest on jak idealny, zdaje się powtarzać cichutki głosik w twojej głowie…
Spoglądasz na Niego szklącym się wzrokiem. Twoje serce przyspiesza swoje bicie, a oddech staje się coraz płytszy.
-Dlaczego się nie odzywałeś?
Mówisz cicho, spoglądając na Niego ukradkiem. Widzisz jak się miota. Jak zbiera w sobie siły i słowa godne odpowiedzi na twoje pytanie. Uśmiechasz się ironicznie, kręcąc głową.
Na co Ty głupia liczyłaś?


Od autorki:
Od Mnie taki dość długi prezent. Mam nadzieje, że się Wam podoba ! :)
A teraz czas na coś przyjemnego. :)
Wesołych Świąt Kochane !
Świąt spędzonych w gronie rodziny. Świąt ciepłych i mnóstwa prezentów pod choinką. Również Szczęśliwego Nowego Roku. Roku , który będzie jeszcze lepszym i piękniejszym niż 2014 ! Życzę Wam również spełnienia marzeń! Marzeń tych najskrytszych i trudnych z pozoru do spełnienia ! Warto walczyć o wszystko ! Wasza Lovely ;*

Kamil wraca na TCS! :)

Lovely: Welli dołączasz się do życzeń ,prawda?

Andreas:

6 komentarzy:

  1. Jest cudowny ! Tylko intryguje mnie sprawa tego Andreasa co ma znaczyć ten ironiczny uśmiech ? Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny prezent, kochana! ♥
    Rozdział jest po prostu przepiękny i jak zawsze magia tego opowiadania- obecna!
    Tylko koniec... Intrygujące i mocno zastanawiające, naprawdę! Niezwykle ciekawi mnie, co to wszystko tutaj ma znaczyć...
    Czekam na następny!

    Wzajemnie! Wesołych Swiąt! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny <3
    Uwielbiam twój styl pisania :) Jest taki fantastyczny.
    Czekam z niecierpliwością na następny!
    Buziaki ;*
    ps. Idealny gif z Andim ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny rozdział! ♥
    Mam nadzieję, że Lea i Andreas jednak wszystko sobie wyjaśnią i wszystko wróci między nimi do normy, a może wydarzy się coś, czego bardzo chcę, a może to odmienić życie ich obojga... ;) Chyba wiesz co mam na myśli, prawa? :)
    Cieszę się, że Lea jest tak zdeterminowana i postanawia zawalczyć. To jest piękne. ♥
    Bardzo dziękuję za życzenia i Tobie kochana życzę tego samego. Mnóstwa sukcesów, samych radości, weny, a przede wszystkim ZDROWIA! :)
    TAK, JA TEŻ CIESZĘ SIĘ Z POWROTU KAMILA!! ♥
    Czekam na kolejny rozdział! :*
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. spóźniona, ale jestem, a to się liczy :)

    na wstępie z innej beczki: czytając ten rozdział przypomniało mi się, jak pod koniec października rekrutowałam ludzi na potencjalnych dawców szpiku kostnego. notabene sama nim zostałam.

    spóźnione życzenia, ale to nic. ja Tobie również życzę tego samego, co Ty życzysz nam, ale przede wszystkim chcę Ci życzyć zdrowia, bo tego nigdy dość, a poza tym jest ono najważniejsze, oraz powodzenia w życiu prywatnym i tym blogowym :*

    co do rozdziału... bardzo się cieszę, że Lea poddała się leczeniu i co najważniejsze, chce walczyć. nie można się poddać, trzeba walczyć do samego końca, a przede wszystkim trzeba wierzyć, że uda nam się wygrać.

    chciałabym, aby Andreas i Lea wszystko sobie wyjaśnili i dali sobie szansę. oni do siebie pasują jak lukier do pierniczków <3 (takie świąteczne porównanie).

    czekam z niecierpliwością na nexta :)

    powodzenia :*

    weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Najważniejsze, że Lea ma oparcie w rodzicach, widać, jak dobrze jej się układa z ojcem, jest jego oczkiem w głowie i to bez względu na chorobę. Marinus jest tutaj taki pozytywny, że nie można go nie lubić. Coś mi się wydaję, że jego sympatia może przerodzić się w silniejszą więź. Zastanawiam się co z Andim, nie kumam trochę teraz jego zachowania, więc z niecierpliwością czekam na następny <3
    Wzajemnie :*

    OdpowiedzUsuń