Z niechęcią zajmujesz miejsce na jednym z plastikowych krzesełek, zamglonym spojrzeniem, nerwowo rozglądając się wokół siebie. Co chwilę twój wzrok pada na twarz, na której nie odnajdujesz nawet krzty radości, ale czego mogłaś się spodziewać po szpitalnym korytarzu, prowadzącym na oddział onkologiczny. Czego możesz się spodziewać po osobach, które czekają na jedną informację, która zniszczy i w brutalny sposób zakończy ich wiarę na lepsze jutro. Tylko nieliczni, wciąż mają nadzieje. Wierzą, że ich życie będzie trwało wiecznie. Nic bardziej mylnego. Choroba. Najbardziej bestialska. Pożerająca z każdą sekundą kolejną zdrową część twojego organizmu, pozbawiając Cię ostatnich sił do walki.
Wilgne dłonie
ocierasz o nogawki spodni. Czujesz strach. Zwątpienie przed tym co Cię czeka.
Skrzypnięcie otwieranych drzwi, powoduje drżenie twojego ciała. Przywołujesz na
nie swój wzrok, a twój układ słuchowy szaleje z niepewności, ale jednak już po
chwili wokół Ciebie roznosi się wypowiadane przez mężczyznę imię i nazwisko.
Twoje imię i nazwisko. Przez dłuższą chwilę się nie ruszasz. Zastygasz w swojej
pozycji, a oddech staje się coraz płytszy. W myślach mimowolnie słyszysz dźwięk
bijącego serca. Twojego serca, serca, które wierzy, że tym razem będzie lepiej.
Podnosisz się z
miejsca, chwiejnym krokiem kierując w stronę gabinetu. Większość z gromadzonych
osób, pewnie sądzi , że jesteś pijana, a Ty po prostu nie możesz ustać na
nogach. Nogach, które bezwładnie uginają się pod ciężarem twojego ciała. Nie
wiesz co się dzieje. Twoja rodzicielka momentalnie znajduje się tuż przy tobie,
obejmując silnie ramieniem. Mężczyzna wspomaga Ją w swoich działaniach,
pomagając Ci zając miejsca na krześle, naprzeciw Jego biurka.
-Wszystko w
porządku?
Spoglądasz na
Niego. Nie wiesz czy masz powiedzieć prawdę czy może skłamać. Nie wiesz co w
obecnej chwili byłoby najlepsze. Jedno wiesz na pewno, chcesz usłyszeć
wszystko, ale nie tego, co echem odbija się w twoich myślach.
-Lepiej. To
tylko chwilowe, ze strachu.
Rzucasz
pośpiesznie , układając drżące dłonie na swoich udach. Spoglądasz na
zaniepokojoną mamę, posyłając Jej blady uśmiech. Jednak nawet to Jej nie
uspakaja. Wciąż odczuwasz Jej baczne spojrzenie, przepalające twoją skórę na
wylot. Ona wie, dobrze, wie, że kłamiesz.
Wzdychasz
ciężko, uciekając wzrokiem. Z ukojeniem wsłuchujesz się w ciszę, panującą w
pomieszczeniu. Napawasz się nią, czując, że w późniejszym czasie nie będzie już
ku temu trafniejszej okazji. Przymykasz łagodnie ociężałe powieki, starając się
uspokoić, ale twoje serce nie zważa na żadną z twoich próśb. Nie zważa na to,
że czujesz się nieswojo, sądząc , że jego przyspieszone bicie słyszy każdy.
Wzdychasz ciężko, wracając spojrzeniem na mężczyznę, który nerwowo przewraca
kolejne z kartek. Z trudem przełykasz ślinę, dostrzegając swoje wyniki badań i
ciche słowo znalazłem. Kręcisz bezwładnie głową, czując jak
twoja dusza oddala się do tego miejsca. Jak na każde z czynności lekarza
spoglądasz z innego pomieszczenia. Strach paraliżuje twoje ciało, nie
pozwalając nawet na poprawienie niesfornego kosmyka włosów, który opadł
bezwładnie na twoją twarz. Przez jego pryzmat spoglądasz na otaczającą Cię
rzeczywistość.
-Nie mam zbyt
dobrych wiadomości…
Pięć słów. Pięć
cholernych słów, które niczym nóż zabijają ostatnią, tlącą się w twoim sercu
nadzieję. Kręcisz bezwładnie głową podnosząc się z miejsca. Masz ochotę biec.
Masz ochotę krzyczeć z bezradności. Czujesz się jak wtedy. Jak wtedy, kiedy
lekarz oznajmił twoim rodzicom , że chorujesz na białaczkę, a przeszczep szpiku
jest czymś nieuniknionym. W tamtym okresie czasu nie potrafiłaś przeglądać się
w lustrze. Odrzucał Cię widok, pojedynczo wypadających, kosmyków włosów. Na
blade policzki, które bezwładnie się zapadały. Na twarz, która niczym nie
przypominała Ciebie, sprzed choroby.
Chcesz wyjść,
ale stanowczy, łagodnie łamiący się głos twojej mamy zatrzymuje Cię tuż przy
drzwiach. Kręcisz głową, spoglądając na nią przez swoje ramię.
-Ile zostało Mi
czasu?
Bezmyślne
pytanie wyrywa się z twoich ust, które momentalnie zamykasz. Sznurujesz je,
czując jak po ich spierzchniętej części , spływa słona łza.
-Musimy podjąć
leczenie. Na sam początek chemioterapia, a w późniejszym czasie, gdy
zdobędziemy szpik, przeszczep. Musisz tylko chcieć się leczyć.
Kręcisz
głową. Nie to chciałaś usłyszeć. Nie masz już sił po raz kolejny przezywać tego
samego horroru. Co dnia dostrzegać strach w oczach rodziców, którzy się o
Ciebie martwią. Którzy nie potrafią zmrużyć oka w nocy, ponieważ obawiają się ,
że następnego ranka Cię nie usłyszą.
-Miesiąc, dwa,
trzy…proszę Mi powiedzieć!
Syczysz przez
zaciśnięte wargi z trudem powstrzymując napływające do oczu łzy. Czujesz dłoń
mamy na swoim ramieniu, ale bezwładnym ruchem strzepujesz kończynę swojej
rodzicielki.
-Jeśli nie
podejmiesz leczenia ? Pozostanie Ci około pół roku, jeżeli nie mniej.
Kiwasz
bezwładnie głową, podrywając się jak oparzona z krzesła. Wybiegasz z gabinetu,
biegnąc ile sił w nogach przed siebie. Nie zważasz na sylwetki ludzi, od
których odbijasz się bezwładnie. Nie masz nawet sił na głupie przepraszam. Odpychasz
od siebie z dużym impetem drzwi, które dzieliły Cię od świata. Czujesz
nieprzyjemny chód, który otula twoje policzki. Zakrywasz je coraz szczelniej
szalikiem, dłonie mocno zaciskając w kieszeni płaszcza. Ruszasz przed siebie. W
obecnej chwili masz gdzieś to jak dotrzesz do domu. Jak z drugiego końca miasta
znajdziesz się w swoim ciepłym pokoju, łóżku, w którym będziesz mogła otulić
się szczelnie ciepła kołdrą i zapomnieć o wszystkim co właśnie usłyszałaś. Łzy
bezwładnie spływają po twoich policzkach. Nie potrafisz ich powstrzymać, a może
nawet nie chcesz. Nie jesteś zbyt silna na walkę z nimi, a tym bardziej na ich
przezwyciężenie. Wszystko jest dla Ciebie bardzo trudne, ale po raz kolejny nie
masz sił na walkę. Poddajesz się jak ostatni tchórz, ale każdy, który przeżył
to samo, na pewno Cię zrozumie. Wierzysz w to, bo nie chcesz czuć uczucia
wyrzutów sumienia, które brutalnie mieszają Ci w głowie.
*
Przystajesz
przed domem, łagodnie podnosząc swoje spojrzenie z białego puchu , ścielącego
twój podjazd, wodząc zamglonym spojrzeniem po jasnych ścianach, natrafiając na
granatowe niebo. Sznurujesz wargi, opuszkiem palca ścierając łzę. Masz już ich
dość. Uśmiechasz się sztucznie. Historia lubi się powtarzać. Tamtego
dnia było podobnie. Usłyszałaś diagnozę i po prostu uciekłaś. Widocznie
tchórzem po prostu się urodziłaś, ale nie potrafiłaś sobie poradzić z tym
wszystkim. Ty z mamą mieszkałaś przez wiele lat samotnie w Monachium, a tata
był tylko gościem we własnym domu. Teraz wracasz z cała ich dójka do
Kringenthal. W końcu z pełną rodziną, aczkolwiek nie do końca wracasz do
swojego miasta. Miasta, w którym nigdy nie zaznałaś żadnego przykrego uczucia.
Same pozytywne wspomnienia tlą się w twoich myślach, ale teraz. Teraz to
wszystko się zmieni.
Kierujesz się w
stronę drzwi. Twoje nogi drżą. Całe twoje ciało drży, bynajmniej nie jest to
spowodowane uczuciem chłodu, który bezapelacyjne przeszywał twoją sylwetkę na
wylot. Przystajesz przy drzwiach, opierając się plecami o ich przednią część,
po której bezwładnie się osuwasz , upadając na wycieraczkę. Podkulasz swoje
kolana pod samo podbródek, cicho łkając. Starasz się być silną, ale ile można?
Ile można stawiać czoła przeznaczeniu, wiedząc, że i tak się nic nie zmieni?
Nagle drzwi się
otwierają, a Ty ze strachu upadasz w potężną , śnieżną zaspę. Krzywisz się
nieznacznie, czując jak całe twoje ubranie przylepia się do zmarzniętego ciała.
Podnosisz łagodnie spojrzenie, dostrzegając zapłakane oczy swojej mamy, która
podnosi Cię z ziemi i wtula z całych sił w swoje ciało. Nie potrafisz oprzeć
się ciepłu , które Ci oferuje, więc wtulasz się ile sił w Jej smukłą sylwetkę,
z całych sił zaciskając swoje oczy. Nie chcesz płakać. Nie teraz. Nie znów.
-Mamo…
Łagodnie
zachrypnięty głos przerywa panującą między Wami ciszę. Spoglądasz na Jej twarz,
na której malują się blade smugi, rozmazanego przez łzy tuszu do rzęs.
Zagryzasz wargę, kręcą przecząco głową.
-Nie płacz.
Mamo proszę. Nie chcę czuć , że cierpisz. Cieszmy się, proszę raduj się ze Mną,
chcę w pełni przetrwać ostatnie dni.
Kobieta zaciska
swoje dłonie coraz szczelniej, kręcąc głową. Sznurujesz wargi, zamglonym
spojrzeniem, niepewnie przytakując głową.
-Nie mów tacie.
Chcę, żeby zdobył z Naszymi chłopakami Mistrzostwo Świata, Sophie też pewnie
tego chce….-milczysz, spuszczając wzrok- Chciała-dodajesz , czując niemiłe
mrowienie na policzkach
Dzisiejszy
dzień na pewno nie zapisze się w twojej pamięci jako najmilszy. Wysłuchanie
wiadomości o nawrocie choroby, a do tego śmierć Sophie. To było dla Ciebie
jeszcze większym ciosem, niż wieść o chorobie. Nie potrafisz wyobrazić sobie
uśmiechu, którego już nigdy nie dostrzeżesz na ustach tej, małej dziewczynki. Głos,
który już nigdy nie będzie wspierał swojej ,ukochanej reprezentacji. Serce ,
które już nigdy nie zabije dla Nikogo. Tym bardziej chcesz odpuścić. Sophie
walczyła. Każdego dnia równie mocno, ale jednak przegrała swoje najważniejsze
zawody w życiu. Czujesz, że na Ciebie również zbliża się
czas. Nadejdzie on nie spodziewanie, zabierając Ci to wszystko, o co
wywalczyłaś do tej pory. Brutalnie pozbawiając Cię nadziej na lepsze
jutro.
Od autorki:
Dwójeczka.
Coraz mocniej zaczynam pogłębiać się w pesymistycznych scenariuszach kolejnych
rozdziałów, ale taki był plan. Krótka historia, która pokaże wiele ,
wspaniałych wartości, o które trzeba walczyć mimo wszystko, mimo, że na
początku nie ma się na to sił :) Przewiduje jeszcze kilka rozdziałów, których w
sumie powinno być dziesięć + epilog, ale to wszystko w trakcie opowiadania na
pewno się zmieni. ;)
A teraz coś o
skokach. Życzę szybkiego, ale to bardzo szybkiego powrotu do zdrowia
Kamilowi. Bez Niego coś w tych skokach nie współgra. Mimo tego, że Piotrek
stara się ciągnąć to wszystko. Mam nadzieje, że za tydzień będzie już wszystko
dobrze, a na skoczni zobaczymy Kamila i resztę Polaków w lepszej dyspozycji. :)
Gratulacje za zwycięstwo dla Simona Ammanna.
Buziaki ;* Czekam na jutrzejszy konkurs, w którym mam
nadzieje, zobaczymy wszystkich Polaków :)